czwartek, 28 grudnia 2017

Światło w cichą noc

Trwają przygotowania do świąt. Na osiedlu położonym na obrzeżach Krakowa lśnią tysiące świateł. Tylko dwa domy stoją ciemne. Przedwojenna willa i niewielki budynek obok niej.
Antek Milewski wraca do domu po latach. Zostawia za sobą porażkę życiową i chce zacząć wszystko od nowa. Kiedy przekracza próg starej willi, wracają dawne wspomnienia. Zaczyna rozumieć, że nie odnajdzie spokoju, dopóki nie rozwiąże tajemnicy z przeszłości. Dlaczego kochający ojciec nagle porzucił żonę i sześcioletniego syna? Czemu nigdy nie próbował naprawić błędu?
W małym jednorodzinnym domu nie obchodzi się świąt Bożego Narodzenia, bo kojarzą się z tragicznym wypadkiem. Magda Łaniewska i jej dwaj bracia zawsze wtedy wyjeżdżają do ciepłych krajów. Ale tym razem staną przed wielkim wyzwaniem. Będą musieli zorganizować prawdziwą Wigilię.
Nie wszystko pójdzie zgodnie z planem. Nie każdy człowiek okaże się wart pokładanego w nim zaufania. Jednak w magiczną noc światła zapalą się nie tylko w dwóch uśpionych domach, ale też w sercach ich mieszkańców.
Sięgnij po nową powieść mistrzyni lekkiego pióra... (nota wydawcy

***
Lubię czytać świąteczne historie, bo mają w sobie ciepło, który ogrzewa niczym puchaty koc. Najnowsza książka Krystyny Mirek ma w sobie dużo ciepła, choć bohaterowie to ludzie doświadczeni przez życie. Zarówno Anetek, jak i jego przyjaciele - rodzeństwo Łaniewskich - doświadczyli w swoim młodym życiu wiele cierpienia. Każdy z nich zmaga się z własną traumą. Wszyscy wiedzą, że dopóki nie zostawią przeszłości za sobą, dopóty nie zbudują szczęśliwej teraźniejszości. Książka jest o przekraczaniu samego siebie, o pokonywaniu swoich własnych demonów. I choć może zdawać się to niemożliwe, bohaterowie udowadniają, że przy odrobinie dobrej wszystko może się udać. Czasem trzeba wyciągnąć rękę, czasem zapalić światło, udekorować choinkę...Żadne słowo w tej historii nie jest przypadkowe. Każde bardzo prawdziwe. Jeśli więc, chcecie pozostać jeszcze w świątecznym nastroju, sięgnijcie po tą książkę...Warto :)

środa, 29 listopada 2017

Aleja siódmego anioła

 Sezon na świąteczne opowieści w pełni...Tym razem skusiła mnie najnowsza powieść Renaty Kosin, z której książkami powoli się zaprzyjaźniam.  W "Alei siódmego anioła" pisarka pokazuje się jednak z nieco innej strony...Jeśli więc sięgniesz po tą książkę, oczekując lekkiej i przyjemnej historii o duchu świąt- rozczarujesz się.

Główną bohaterką powieści jest Julia, młoda kobieta na życiowym zakręcie. Uciekła od dotychczasowej codzienności i schroniła się w małym i ascetycznym mieszkanku na jedenastym piętrze wieżowca.  Nie chce zostać rozpoznana - ani z zawodu ani jako bohaterka gazet sprzed dwóch lat... Tamte, tajemnicze wydarzenia skutecznie odseparowały ją od ludzi, z którymi powinna spędzać przedświąteczny czas... Jednak nadal nie jest gotowa na powrót. Cierpi i nie potrafi sobie wybaczyć. Jej rozgoryczenie i ból podsycają tajemnicze koperty, które odbiera z pocztowej skrytki na początku każdego miesiąca... Kto i co jej wysyła? Co wydarzyło się dwa lata temu? Czy naprawdę nie może żyć jak dawniej? Może nie tylko ona cierpi a separowanie się od przeszłości nie ma sensu?

Kiedy z jedną walizką zjawiła się w obcym mieście zamierzała podjąć jakąś tymczasową  pracę, jednak los sprawił że zajęła się kreowaniem przestrzeni handlowej. Wbrew sobie udała się w miejsce, skąd zadzwonił ostatni  klient i odkryła park z aniołami. Magiczne alejki, postumenty goszczące anielskie postacie, zaginiony siódmy anioł oraz sekretarzyk kryjący tajemnicę sprzed lat... Czy tajemniczy list małego chłopca, którego tropem uda się bohaterka ma szansę odmienić kilka ludzkich losów?


Renata Kosin dużo uwagi w tej historii poświęciła uczuciom, przemianom wewnętrznym i przemyśleniom. Pokazała zmagania bohaterów z samym sobą i demonami przeszłości. Nie jest łatwo zapomnieć, wybaczyć sobie i stawić czoło rzeczywistości, ale zawsze warto próbować. Tak, jak Julia, która w końcu przestaje uciekać i odsłania przed czytelnikiem wszystkie karty. Właśnie wtedy warto mieć w pogotowiu paczkę chusteczek, bo łzy same ciekną po policzkach.
Opowieść, choć pozbawiona dialogów, czyta się gładko. Stylistyka na wysokim poziomie. Lektura nie jest jednak łatwa, co gwarantuje jej karierę przez kilka kolejnych świątecznych sezonów. Polecam.


wtorek, 14 listopada 2017

Serce z piernika


Właśnie odłożyłam na półkę najnowszą powieść Magdaleny Kordel, którą zawsze czytam z wielką przyjemnością i z wytęsknieniem czekam na jej kolejne książki. Jeśli nie znacie jej twórczości, czytając "Serce z piernika"z pewnością zaprzyjaźnicie się z jej stylem i będziecie chcieli więcej :) Pani Magdalena napisała powieść świąteczną, aczkolwiek w bardzo zawoalowany sposób. Daleko jej od kiczu i lamety anielskich włosów. Nie ma świątecznych reklam, zgiełku i bieganiny. Święta są jedynie tłem niezwykłych losów bohaterów. Książka przypomina stylem powieść Joanne Harris "Czekolada", jednak historia Magdaleny Kordel jest dużo bogatsza, głębsza, bardziej magiczna. Język, którym posługuje się autorka jest bardzo wysmakowany. Każde słowo jest ważne. Język tej książki jest pachnący, aromatyczny, rozgrzewający niczym imbirowa herbata. Słowa otulają niczym ciepły koc i działają na wyobraźnię. A sama historia wciąga i zaskakuje. Klementyna i jej "pogubiona" babka Agata to dwie silne kobiety, które odebrały bardzo bolesną lekcję od życia.  Klementyna wychowywała się bez matki, która porzuciła ją zaraz po urodzeniu. Lukę w jej sercu zapełniła babka. Ta z kolei przeżyła ogromną traumę. Podczas wojny odebrano jej ukochanego syna. To wydarzenie odcisnęło ogromne piętno na jej psychice i Agata zwyczajnie się "pogubiła". Opieka nad małą wnuczką zmusza ją jednak do twardego stąpania po ziemi. Wraz z wiekiem owo zagubienie jednak dochodzi do głosu, a opieka nad nią staje się uciążliwa i trudna. Wtedy, podczas pieczenia pierników, Klementyna wpada na szalony pomysł. Nie zastanawia się nad nim zbyt długo i postanawia odmienić życie swoich najbliższych. Przeprowadza się do Miasteczka...I tam w nieco magiczny sposób, przy pomocy nowo poznanych przyjaciół, świętego Antoniego i aromatycznych pierników wszystkie problemy rozwiązują się same. Przeszłość zostaje w końcu oswojona, a teraźniejszość wreszcie jawi się w jasnych barwach...Cuda się zdarzają...czasem wystarczy tylko ruszyć z miejsca. 
"Serce z piernika" to powieść słodko-gorzka, pełna tajemnic.Autorka przekonuje nas, że wszystko w życiu wymaga czasu. Tak jak z piernikiem, który kruszeje dopiero kilka dni po upieczeniu, tak i w życiu trzeba wykazać się cierpliwością i hartem ducha. Magdalena Kordel przypomina nam, że w celebrowaniu świąt nie liczą się drogie prezenty, wysprzątany dom czy dwunastu daniowa kolacja. Liczą się ludzie, z którymi siadamy do stołu, w nich jest magia świąt. 
Gorąco polecam.

czwartek, 2 listopada 2017

Pudełko z marzeniami

Uwielbiam święta, a właściwie czas oczekiwania na Boże Narodzenie. Uwielbiam świąteczne  dekoracje, dom pachnący piernikiem i choinką. Uwielbiam świąteczne piosenki ( na czele  z Last Christmas :) I oczywiście uwielbiam świąteczne opowieści, bez nich święta nie byłyby tak cudowne. Książką Magdaleny Witkiewicz i Alka Rogozińskiego rozpoczęłam tegoroczny sezon świąteczny. Zaczęłam już początkiem listopada, akurat do wigilii zdążę przeczytać wszystkie nowości :)
"Pudełko z marzeniami" to prezent od autorów, którzy odwiedzili kęcką bibliotekę 29 października :)  Czytać zaczęłam niemal natychmiast i równie szybko skończyłam. "Pudełko..." jest dowcipne i pełne niespodzianek. Ucieszyłam się, że akcja rozgrywa się w Miasteczku, gdzie mieszka pani Wiesia, Tomek i Florian-bohaterowie "Pracowni dobrych myśli". I choć Miasteczko jest gdzieś na końcu świata, wiele się w nim dzieje. Głównie za sprawą barwnych bohaterów. Szczególnie wyrazisty jest Michał - jak się domyślam-bohater Alka. To prawdziwy facet, który twardo stąpa po ziemi. Poznajemy go w chwili kryzysu. Michał traci dorobek swojego życia. Jeden przyjaciel doprowadza go do bankructwa, drugi kradnie mu narzeczoną. Umiera również jego ciotka, która po śmierci rodziców, była jego jedyną rodziną. Michał zostaje zupełnie sam. Nie wie, co z sobą począć. Ciotka na łożu śmierci zdradza mu rodzinną tajemnicę i każe szukać skarbu pod starą kapliczką. A gdzie szukać kapliczki? Oczywiście w Miasteczku, w którym kiedyś mieszkała rodzina Michała. 
Bohaterka Magdaleny- Malwina to ciepła i dobroduszna istota. Wypada dość blado na tle swojej cynicznej i egoistycznej siostry Rozalii oraz pełnej werwy babci Janinki. Jednak to ona swoją wrażliwością i dobrocią zjedna sobie serca mieszkańców Miasteczka,  a prowadzona przez nią restauracja będzie pełna gości. 
Tytułowe pudełko z marzeniami pełniło kiedyś rolę skrzynki na zażalenia i skargi. Malwina znalazła je w piwnicy. Podobnie jak figurę, a właściwie kapliczkę św. Ekspedyta - orędownika spraw załatwianych w ostatniej chwili. Skrzynka znalazła się w w restauracji, na stole postawionym dokładnie nad kapliczką. Szybko okazuje się, że wrzucane do niej zapisane na skrawku papieru marzenia- spełniają się w magiczny sposób. Czyżby święty Ekspedyt miał taką wielką moc? Czy to może wiara czyni te cuda? A może stoi za tym ktoś inny? I co jeszcze znajduje się w piwnicy? 

Tajemnica goni tajemnicę. Humor niemalże w każdym zdaniu. Trudno się nie uśmiechnąć słysząc słowa pani Wiesi o fifi i internetach oraz jej przekomarzanki z babcią Janinką. W moim odczuciu to właśnie one są bohaterkami tej świątecznej opowieści. Jest na prawdę wesoło i dowcipnie, ale też ciepło i optymistycznie, czyli tak, jak powinno być w bożonarodzeniowych opowieściach. Połączenie pióra Magdaleny i Aleksandra to prawdziwa mieszanka wybuchowa. Wybuchniecie na pewno- ze śmiechu :) Polecam :)

poniedziałek, 30 października 2017

Ciastko w wróżbą



Po sześciu latach Małgorzata Gutowska-Adamczyk wraca do Gutowa i zabiera nas w kolejną słodką podróż.  Kto nie zna wcześniejszych tomów rodzinnej sagi , nie musi koniecznie do nich wracać, choć są warte uwagi. Poznajemy ulubionych bohaterów dwadzieścia lat starszych. Helena i Waldemar Hryć mają już dorosłego syna, a córka Iga jest już dojrzałą kobietą. Jest 2016 rok i trwają właśnie dni Gutowa, podczas którego nadal odbywa się konkurs na najlepsze ciastko. Cukiernia pod Amorem, jako najlepsza w regionie, przystępuje do konkursu z bardzo oryginalnym produktem.  Młody Hryć-Zbyszek, od najmłodszych lat szkolony przez ojca do przejęcia firmy, przygotowuje kruche, niepozorne ciastko z wróżbą w środku. Pomysł okazuje się być strzałem w dziesiątkę, a wróżby sugestią do zmian, dla wszystkich, którzy je odkryli.  W miasteczku pojawia się wielu turystów, a wśród nich dwie intrygujące osobistości: Monika i Tessa. Obie panie, mając już blisko siedemdziesiąt lat, wspominają trudne dzieciństwo. Powracają do lat pięćdziesiątych. I od tej pory powieść toczy się dwutorowo. Taki sposób prowadzenia akcji Małgorzata Gutowska –Adamczyk opanowała do perfekcji.  Przeszłość przenika teraźniejszość i ją tłumaczy, rozjaśnia. Za każdym razem autorka doskonale oddaje obraz epoki, jej klimat. Wcześniej był to XIX wiek i okres przedwojenny, teraz poznajemy czas komuny . Do głosu dochodzą bohaterowie ledwie wspomniani w pierwszej części. Teraz to oni prowadzą narrację i są spadkobiercami tradycji. Tajemnicze zniknięcia, zagadkowe śmierci, skarby ukryte w piwnicach oraz niewyjaśnione sprawy sprzed lat pchają bohaterów do poszukiwania odpowiedzi w historii. Mają różne cele i priorytety, łączy ich Gutowo i przyległe wsie. Wracają, by znaleźć wytchnienie i odszukać zagubione elementy układanki. Bez tych ważnych fragmentów żaden z bohaterów nie może być sobą.  Książka kończy się szybko, bo to dopiero pierwsza część. Na kolejne tomy przyjdzie pewnie trochę poczekać. Z pewnością warto. Historia naprawdę wciąga. 
  
NOTA WYDAWCY:

 Sierpień 2016 roku. Trwają Dni Gutowa. W konkursie na Ciastko Roku bierze udział cukiernia Pod Amorem. Tym razem projektodawcą i autorem receptury jest Zbyszek, syn Waldemara Hrycia. Mimo wahań ze strony ojca to właśnie jego pomysłowe ciastko z wróżbą ma być wystawione do konkursu. Waldemar i Helena martwią się nie tylko o debiut zawodowy Zbyszka, lecz także o jego nowy związek z nieznaną dziewczyną.
Złymi przeczuciami napawa ich również zapowiedziana wizyta prawniczki z Nowego Jorku - Moniki Grochowskiej-Adams, zatrudnionej przez spadkobierców przedwojennych właścicieli cukierni. Podczas obchodów Monika Grochowska-Adams nieoczekiwanie spotyka dawną przyjaciółkę, Tessę Steinmeyer. Obie panie, dziś już pod siedemdziesiątkę, to kobiety sukcesu, wracają jednak tu, gdzie upłynęło ich dzieciństwo. To spotkanie nie jest przypadkowe. Tessa, poważnie chora, przyjeżdża do Gutowa, aby załatwić niedokończone przed laty sprawy…

Małgorzata Gutowska-Adamczyk, jedna z najbardziej rozpoznawanych polskich autorek, z wykształcenia historyk teatru, zadebiutowała jako scenarzystka serialu „Tata, a Marcin powiedział…”. Jest autorką kilkunastu poczytnych powieści dla młodzieży i dorosłych, spośród których „13 Poprzeczna” zdobyła tytuł Książki Roku 2008. Trzytomową „Cukiernią Pod Amorem”, przedstawiającą losy Polski i Polaków na przestrzeni ponad stu lat, podbiła serca czytelników i rankingi sprzedaży. „Ciastko z wróżbą” to pierwsza z trzech powieści nowego cyklu „Cukierni Pod Amorem”, której pierwsze tomy sprzedane w czterystu tysiącach egzemplarzy uzyskały status bestsellerów. W dwóch planach czasowych: historycznym i współczesnym, będziemy śledzić losy znanych już i nowych bohaterów od 1945 roku do współczesności.
http://www.proszynski.pl/Cukiernia_Pod_Amorem__Ciastko_z_wrozba-p-35003-.html 

poniedziałek, 9 października 2017

Słodkie życie

Najnowsza powieść Krystyny Mirek "Słodkie życie" tylko z pozoru wydaje się cukierkowa i ckliwa. 
Bohaterką opowieści jest Kornelia Rudzka- trzydziestoletnia singielka, która nadal mieszka z rodzicami i zdaje się być całkowicie od nich zależna- szczególnie od nadopiekuńczej matki. Kornelia jest wykształcona i bystra, uczy fizyki i jest szanowaną nauczycielką, którą wszyscy obchodzą szerokim łukiem. Dziewczyna buduje wokół siebie mur nie do przebicia, innych ludzi traktuje z pogardą, rzadko się uśmiecha. Dlaczego? Kornelia nienawidzi siebie samej. Gdy czytamy jej wywody i zaczynamy patrzeć na świat jej oczyma, zauważamy jak samotna i nieszczęśliwa czuje się we własnym życiu. Kobieta od dzieciństwa zmaga się z nadwagą. Wielokrotnie była wyszydzana i wyśmiewana z powodu swojej tuszy. Uważa się za gorszą, brzydszą i nieciekawą. Nie chce nawiązywać kontaktów z ludźmi, ponieważ widzi w nich tylko potencjalnych szyderców. Skrycie marzy o wielkiej miłości, nie dając sobie jednak prawa do uczuć. Kornelia gardzi samą sobą, a jej negatywne nastawienia do świata daje się wyczuć w każdym słowie. Bohaterka ma obsesję na punkcie swojego wyglądu, kompulsywnie się objada, zwłaszcza słodyczami. Tylko cukier daje jej chwilową przyjemność, tylko wówczas czuje się dobrze. 
Problem, z którym boryka się Kornelia jest kalką rzeczywistości, w której żyjemy.  Kult ciała i młodości zbiera swoje żniwa w postaci kompleksów i zaniżonej samooceny u wielu kobiet. Bycie szczupłym i pięknym to ukoronowanie marzeń, to cel do którego się wytrwale dąży. Kornelia nie pasowała do tego modelu, dlatego uznała swoje życie za bezwartościowe. Do czasu, aż przekonała się jak łatwo może je stracić. 
Rutynowa wizyta u lekarza pociąga lawinę zdarzeń, które odmienią życie bohaterki. Wizja nieuleczalnej choroby zmusi Kornelię do działania. Nie może umrzeć, zanim zacznie żyć...Bohaterka postanawia dać sobie szansę na samodzielność. Wyprowadza się z domu, znajduje nowych przyjaciół i zaczyna mozolną walkę ze swymi słabościami. Nie jest łatwo...Każda trudna sytuacja, z którą trzeba się zmierzyć rodzi wiele pokus. I choć walka jest nie równa, Kornelia w końcu wygrywa. Powoli traci zbędne kilogramy, cieszy się nowym mieszkaniem, odnosi sukcesy zawodowe. Nie dopuszcza jednak myśli, że ktoś może ją pokochać. Batalia o własne serce jest najtrudniejsza...W końcu jednak życie układa się tak, jak Kornelia sobie wymarzyła. A cała jego słodycz nie ukrywa się w cukierkach, słodkich batonach i czekoladach, a w celebrowaniu codzienności, uśmiechu i bliskości. Szczęście tkwi w każdym z nas, trzeba je tylko umieć dostrzec. Czasem wystarczy zrobić tylko jeden mały krok...
Gorąco polecam.

czwartek, 5 października 2017

Ósmy cud świata

Najnowsza powieść Magdaleny Witkiewicz już za mną. Przeczytałam i cóż czuję pewien niedosyt...Chyba za szybko się skończyła :)

Bohaterką historii jest Anna-singielka, której ciąży samotność i która za wszelką cenę chce coś poczuć. Ania ma wszystko, czego mogłaby pragnąć kobieta. Jest samodzielna, odważna. Ma świetną pracę, mieszkanie, dużo podróżuje, zwiedza świat. Otacza się ludźmi, których lubi i którzy lubią ją. Czegoś jednak jej brak...Oczywiście miłości, która jak na złość omija ją szerokim łukiem. Anna jest perfekcjonistką, wszystkiemu poświęca się bez reszty. Jeśli pracuje, to na pełnych obrotach. Jeśli kocha, to z pasją. I właśnie pasji brak w jej relacjach z szefem, z którym łączy ją związek bez zobowiązań. Anna dusi się w tym związku, ale ciągle brak jej odwagi, aby go zakończyć. Boi się samotności i pustki, pragnąc bliskości i ciepła rodzinnego. Największym  jej marzeniem jest dziecko. Anna traci nadzieję, że kiedykolwiek zostanie matką, z zazdrością patrzy na uśmiechnięte ciężarne koleżanki. Pragnąc odmiany postanawia wybrać się w kolejną podróż. Wybór pada na Wietnam. Podczas długiego lotu poznaje Tomka, z którym spędzi kilka cudownych dni. Ot, wietnamski romans bez zobowiązań, który kończy się wraz z zakończeniem urlopu. Ale czy na pewno? I choć Ania zaprzecza uczuciom i stara się zagłuszyć rozgorączkowane myśli, w końcu kapituluje. Postanawia odnaleźć mężczyznę i zbudować z nim trwały związek. Zarówno dla Ani, jak i dla Tomka jest to wyzwanie i próba. Oboje muszą stawić czoła swoim demonom i przykrym doświadczeniom z wcześniejszych związków. Oczywiście im się to udaje, ponieważ Magdalena Witkiewicz jest specjalistką od happy endów :) A tytułowy "Ósmy cud świata" to ...A tego już wam nie zdradzę :) Przeczytajcie sami :)

czwartek, 28 września 2017

Ballada o ciotce Matyldzie

Spotkanie z Magdaleną Witkiewicz już za miesiąc ( 29 października ), dlatego chcąc jak najlepiej przygotować się do tej wizyty z upodobaniem rozczytuję się w jej powieściach. "Ballada o ciotce Matyldzie" to kolejna opowieść, która trafia na zaszczytną listę - ulubiona. Dlaczego ?
Autorka zaznacza, że przy tworzeniu historii inspirowała się piosenką grupy Pod Budą pod tym samym tytułem.

Piosenka jest bardzo klimatyczna, liryczna i pełna treści. Magdalenie Witkiewicz udało się zaczerpnąć z utworu to co najlepsze, a wokół tytułowej Matyldy zbudować ciekawą i zabawną historię. Ale po kolei...
Wszystko zaczęło od tego, że ciotka Matylda postanowiła umrzeć. Życie przestało ją już zaskakiwać i zwyczajnie się nim zmęczyła. Nie chcąc być nikomu zawadą, postanowiła zrobić miejsce młodszym i odejść tak, jak chciała, by patrzeć na wszystko z góry. Jej odchodzenie było bardzo świadome, zaplanowane i przygotowane. Jedyne co martwiło Matyldę, to przyszłość jej kochanej siostrzenicy Joanki, którą traktowała jak własną córkę. Joanka, sierota i wrażliwiec nie dawno wyszła za mąż i spodziewała się dziecka. Dziewczyna we wszystkich swych działaniach szukała wsparcia i akceptacji ze strony ukochanej ciotki. To właśnie ją najbardziej zabolała śmierć "pani starszej". Ale i to przewidziała nasza bohaterka, otaczając siostrzenicę opieką również zza światów. Po jej śmierci wychodzą na światło dzienne fakty dotąd Joance nie znane. Okazuje, że ciotka Matylda była udziałowcem w całkiem dochodowej firmie i pomogła dwóm niesfornym bliźniakom, którzy zaopiekują się Joanką i jej córką ( również Matyldą), gdy mąż stwierdzi, że bardziej ciągnie go do naukowych ekspedycji niż do rodzinnego domu. Joanka dzięki duchowemu wsparciu ciotki zawalczy o siebie i szczęście dziecka. I oczywiście jej się uda, bo z ciotką Matyldą się nie zadziera, nawet jak jest w niebie. 
Doskonale zachowana konwencja gatunku sprawia, że książkę czyta się po prostu z wielką przyjemnością. A jeśli czytanie poprzedzimy wsłuchaniem się w balladę Andrzeja Sikorowskiego, nie oderwiemy się od niej aż do ostatniego słowa. Polecam gorąco :)

poniedziałek, 25 września 2017

Jesienne lekturki

Co czytacie jesienią?
Nasza czytelniczka Agnieszka podzieliła się opiniami o kilku swoich ostatnich lekturach :)

Amanda Prowse "Trzy i pół sekundy"- piękna, emocjonalna  i poruszająca książka. Jest to opowieść o wielkiej miłości i szczęściu, ale też o ogromnym psychicznym cierpieniu, bólu. O życiu. Napisana pięknym językiem, trudno ubrać w słowa uczucia, które towarzyszą podczas lektury...
"Grace i Tom Penderford to zgodne i szczęśliwe małżeństwo, które prowadzi sielankowe życie na angielskiej prowincji, wychowując córeczkę Chloe. Mała dziewczynka jest ich oczkiem w głowie.
Wkrótce po trzecich urodzinach Chloe świat rodziny legnie w gruzach. Dziecko zapada nagle na sepsę, która na zawsze rozbija szczęśliwą rodzinę, odbierając rodzicom ukochaną córeczkę. Co trzy i pół sekundy podstępna choroba zabija jednego człowieka na świecie. Stojąc w obliczu niewyobrażalnej tragedii, Grace i Tom muszą nauczyć się radzić sobie z cierpieniem. Obydwoje za wszelką cenę będą starać się ocalić swoje serca i walczyć o wspólną przyszłość."(nota wydawcy)


"Światło nie może zgasnąć" Diane Chamberlain budzi kontrowersje i prowokuje dyskusje. Niebanalna fabuła, ciekawie zarysowane postacie powiązane ze sobą w osobliwy sposób, do tego nieoczekiwany zwrot akcji i dobre zakończenie czynią z niej interesującą opowieść. Powiedziałabym, że to zbeletryzowana psychologia oparta na starej prawdzie, że nie zawsze to, co dobre i piękne jest takim, jakim się wydaje, a ludzkie osobowości i motywy postępowania są bardzo skomplikowane.



Czy warto strzec tajemnic za wszelką cenę?
Czy zemsta przynosi ulgę?
Czy można wybaczyć zdradę?


Doktor Olivia Simon kończy właśnie dyżur na pogotowiu. Mąż czeka na nią ze świąteczną kolacją. Od miesięcy między nimi się nie układa. Ona stara się ratować swoje małżeństwo, ale Paul nie ukrywa swojej fascynacji artystką Annie O’Neill.

Olivię zatrzymuje jednak w pracy nagły przypadek. Kobieta postrzelona w klatkę piersiową, w której lekarka rozpoznaje piękną Annie O’Neill. Stan rannej jest krytyczny, dlatego Olivia decyduje się na natychmiastową operację. Mimo to Annie umiera. Czy Olivia zrobiła wszystko, by ją uratować? To pytanie zadaje jej Paul, obsesyjnie zakochany w Annie. O to zapyta ją także Alec O’Neill, który widział w Annie idealną żonę i matkę. A czy sama Olivia pewna jest odpowiedzi? Stara się podążać śladami swojej rywalki, by zrozumieć fascynację swojego męża. Annie dopiero po śmierci pozwala bliskim zrozumieć, jaka była naprawdę. Poznają jej pilnie strzeżone tajemnice, które odmienią ich życie na zawsze. ( nota wydawcy)


Patrząc na okładkę książki "W stronę marzeń" Zofii Ledwosińskiej pomyślałam sobie, że to będzie piękna i sentymentalna powieść, a jej czytanie będzie wspaniałym relaksem. Tymczasem - nic podobnego! Książka okazała się powieścią sensacyjną, dostarczającą wielu skrajnych emocji. Główna bohaterka-Danusia- w wyniku różnych splotów okoliczności staje się bardzo bogata, dysponuje niewyobrażalnym wprost majątkiem i władzą. Wydawać by się mogła, że to szczęście i spełnienie wszelkich marzeń. Ale ona wcale tego nie chce! Pragnie spokojnego życia wraz ze swymi dziećmi. Wszystkie jej działania prowadzą do tego, by to marzenie spełnić. A nie jest to łatwe.

W stronę marzeń to trzymająca w napięciu, pełna brawurowych zwrotów akcji opowieść, w której miłość i sprawiedliwość walczą z bezwzględną pazernością, a stawką jest ludzkie życie. 
Młoda Polka wyjeżdża z rodziną do USA. Na skutek tragicznych wydarzeń los obdarowuje ją wielką fortuną. Jednakże ogromne pieniądze przynoszą śmiertelne zagrożenie dla jej najbliższych. 
Ameryka. Dla wielu Polaków Ziemia Obiecana: przestrzeń, zachwycające krajobrazy, szybkie samochody, pieniądze i nieograniczone możliwości kariery – od pucybuta do milionera. Jaka będzie ta Ameryka dla Danusi – dziewczyny z polskiej prowincji? Czy „amerykański sen” nie okaże się jednym wielkim koszmarem? (nota wydawcy)






czwartek, 7 września 2017

To jedno lato


Lato powoli przemienia się w jesień...Ciepłe dni i urlop już dawno stały się wspomnieniem. Książka Doroty Milli z pewnością przypadnie do gustu tym, którzy tęsknią za morzem, upałem i wakacyjną miłością.
 Refleksje po lekturze nasuwają się samie...
Czasami to, co najważniejsze, jest tuż obok nas. Lukrecja Lis- bohaterka książki- dziewczyna z charakterem, doradca klienta w warszawskim banku, po kolejnej porażce miłosnej postanawia odpocząć od miasta i jedzie do Dźwirzyna, rodzinnej miejscowości. Musi odczarować zły urok i stworzyć nowy plan na życie. Luka myśli głównie o sobie, małymi miasteczkami gardzi, a ich mieszkańców uważa za nieudaczników. Pewnym krokiem przemierza chodniki nadmorskiego Dźwirzyna, unosząc wysoko zgrabną bródkę. Stukot Lukowych szpilek dociera do ucha lokalnego kierowcy busa bałtyckiego kurortu, przystojnego Huberta. Warszawianka staje się wyzwaniem dla pewnego siebie mężczyzny. Oboje beztrosko korzystają z uroków polskiego wybrzeża smaganego pachnącą bryzą i pełnego urokliwych fal oblewających piaszczyste brzegi. Ani Luka, ani Hubert nie spodziewają się jednak, czym stanie się dla nich to jedno lato, i dokąd ich zaprowadzi nadmorska plaża... Piękna wakacyjna opowieść o uczuciu rodzącym się nad cudownym Bałtykiem, w otoczeniu sosnowego lasu, najpiękniejszych plaż i najsmaczniejszych gofrów z truskawkami...
Jest to również historia o sztuce pokonywania samego siebie, o podnoszeniu sobie poprzeczki. A to jak wiadomo nie jest łatwe. Nasza bohaterka ma z tym ogromny problem i z trudnością podejmuje decyzje o zmianie. Gdy jednak robi ten pierwszy krok, wszystko układa się tak , jak być powinno.
Czasem warto dać szansę sobie i innym, pozbywając się uprzedzeń i niechęci.
Polecam na chłodne jesienne wieczory. 

wtorek, 29 sierpnia 2017

We wspólnym rytmie

Czytam Moyes :) Nie może być inaczej. Dlatego z niecierpliwością oczekiwałam premiery jej najnowszej książki, która ukazała się początkiem sierpnia. Każda kolejna książka tej autorki ma w sobie coś wyjątkowego. Nie ma tutaj powtarzalnych schematów, co świadczy o tym, że pisarka wnikliwe przygotowuje się do każdej kolejnej powieści i nie korzysta ze sprawdzonych szablonów. "We wspólnym rytmie" to książka okraszona sentencjami z Ksenofonta-ojca  hippiki, które dotyczą nie tylko szkolenia konia, ale są ilustracją tego, co dzieje się z bohaterami powieści.  A jest ich wielu...
Trudno ocenić, kto w tej książce zasługuje na miano głównego. Czy jest to młoda dziewczyna- Sarah, kochająca konie i marząca o wstąpieniu do elitarnej szkoły jeździeckiej. Czy też jest to Natasha- zdyscyplinowana prawniczka z City, która próbuje zapomnieć o traumie rozwodu. A może jest to Mac, mąż Natashy, który próbuje ratować to, co jeszcze pozostało z ich związku. Losy tej trójki łączą się ze sobą i powodują, że ich ustabilizowane i w miarę spokojne życie nagle wywraca się do góry nogami. I wtedy trzeba udać się w podróż, która przynosi odpowiedzi na wiele pytań...

"We wspólnym rytmie" to powieść o pasji, o zagubieniu, o podążaniu za marzeniami, o walce z przeciwnościami losu, o cierpieniu, bólu i niepewności jutra. Z drugiej strony to książka pełna miłości... Miłości połączonej więzami krwi, węzłem małżeńskim, czy miłości, która łączy człowieka i zwierzę. Książka o przyjaźni, o bezinteresownej pomocy, o odkrywaniu prawdy o sobie...

Polecam gorąco :)

środa, 9 sierpnia 2017

Spacer nad rzeką

 Wakacje są czasem bardzo sprzyjającym czytaniu, dlatego póki jeszcze trwają zachęcam Was do lektury książki Moniki Oleksy "Spacer nad rzeką". Okładka kusi urokliwym zdjęciem i zachęcającym opisem. Akcja powieści toczy się bowiem w malowniczym Kazimierzu Dolnym nad Wisłą...Kto nie był tam jeszcze z pewnością zapragnie odwiedzić to miasteczko po lekturze książki, która jest swoistym przewodnikiem po najbardziej interesujących jego zakątkach.

"Spacer nad rzeką" to przepiękna, niezwykle poetycka opowieść o różnych rodzajach miłości.  Opowiada o miłości, która nie zawsze przychodzi w odpowiednim czasie. Opowiada o miłości, która istnieje pomimo wielu przeciwności. Opowiada o miłości, która rani innych. Opowiada także o miłości dojrzałej, wyrozumiałej. Miłość bowiem może przyjmować wiele form. Nie każda przyniesie nam szczęście i spokój. Jednak każda z nich jest prawdopodobna i może dotyczyć nas samych. Możemy jej nie akceptować, ani nie pochwalać, lecz każda z nich zasługuje na zrozumienie.
Bohaterkami powieści są dwie kobiety, dwie żony jednego mężczyzny...Jedna żyjąca, spodziewająca się właśnie dziecka i druga , która zginęła tragicznie, jednakże jej wspomnienie jest ciągle żywe. Zosia pragnie poznać tajemnice nieżyjącej Julii, próbuje poskładać skrawki  informacji w logiczną całość. Okazuje się, że nie jest to łatwe zadnie i spotka ją z tego powodu wiele przykrości. Wydarzenia z przeszłości budzą ogromne emocje i doprowadzają do konfliktów najbliższych sobie osób. Zosi jednak uda się poskładać wszystko w spójną całość i oczyścić atmosferę w rodzinie. 
Powieść czyta się z prawdziwą przyjemnością. Styl i język na najwyższym poziomie.  Gorąco polecam.

środa, 2 sierpnia 2017

Wyszystko wina kota

 Agnieszka Lingas - Łoniewska wydała właśnie swoją najnowszą książkę, którą polubić mogą wszyscy wielbiciele kotów, dobrej muzyki i przede wszystkim komedii. Książkę reklamuje się jako "romantyczną komedię omyłek" i faktycznie jest śmiesznie, trochę cukierkowo i zawile...Ale po kolei. Bohaterką książki jest Lidia Makowska, która od lat odnosi sukcesy na polskim rynku wydawniczym. Jej powieści, pisane pod pseudonimem, stają się bestsellerami, na które z utęsknieniem czekają czytelniczki. Róża Mak, bo takie nazwisko widnieje na okładkach, znakomicie wyczuwa potrzeby kobiet, pisząc lekkie historie o miłości. Lidia skończyła właśnie nową książkę, ale radość z tego wydarzenia mąci fakt, że wydawnictwo zdecydowało, iż najwyższa pora zdradzić największą tajemnicę i wyjawić, kto kryje się za wykreowaną postacią Róży Mak. Autorka martwi się także, jak nową powieść przyjmie znany bloger, który niekoniecznie pozytywnie oceniał poprzednie jej książki. Smaczku dodaje fakt, że i on ukrywa swoją prawdziwą tożsamość. Tymczasem do mieszkania obok wprowadza się przystojny Jeremi. Lidka nie ma teraz głowy do romansowania, ale ... jej kot wpadł na pewien pomysł. Bierze sprawy w swoje ręce. O, przepraszam - w swoje łapy! I zaczyna robić się ciekawie...
 Powieść czyta się szybko, akcja jest dość wartka, teksty bohaterek bawią do łez. Główną zaletą książki jest jednak to, że z pozoru lekka i miła lektura na lato, porusza wiele interesujących kwestii. Co mam na myśli? Nie powiem, żeby nie psuć Wam przyjemności z czytania :) 
Polecam, bo warto :) A może znacie książki Agnieszki Lingas-Łoniewskiej? Ja dopiero zaczynam przygodę z jej twórczością i chętnie poznam Wasze opinie :)

wtorek, 18 lipca 2017

Ogród małych kroków

Minęły trzy lata, odkąd Lily w wypadku straciła męża. Udaje jej się normalnie funkcjonować, nawet odnosi sukcesy jako ilustratorka w wydawnictwie, jednak wciąż bardzo tęskni za ukochanym. Jak ognia unika nawiązywania nowych znajomości, a czas wolny spędza w towarzystwie córek i rozrywkowej siostry. Dlatego gdy w ramach przygotowań do nowego projektu firma wysyła ją na kurs ogrodnictwa, Lily zabiera rodzinę ze sobą. Dziewczyny świetnie się bawią, a jej udaje się na kilka chwil zapomnieć o tęsknocie.
Szybko okazuje się, że sadzenie roślin i pielenie grządek to nie tylko przyjemne hobby, ale też okazja, by spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy i skonfrontować się z niewygodną prawdą o sobie samej....( z noty wydawcy)

"Ogród małych kroków" to jak głosi podtytuł to "powieść kwitnąca optymizmem". Tak jest w rzeczywistości. Pomimo trudnego tematu-zmagania się z żałobą- książka ma w sobie spore pokłady pozytywnych emocji. Jak się okazuje człowiek potrzebuje kontaktu z przyrodą, by pozostawać we względnej równowadze emocjonalnej. Praca w ogrodzie, uprawianie warzyw i owoców to lekarstwo dla zmęczonych i przygnębionych bohaterów tej powieści. Ogród uczy cierpliwości i wytrwałości, a to niezwykle ważne cechy, dla tych, którzy chcą rozpocząć nowy rozdział w życiu. Ciężka praca w ogrodzie jest również pracą nad sobą. Bohaterowie, przyszli ogrodnicy, podczas kursu poznają się i zostają przyjaciółmi. I choć charakterologicznie to bardzo różne osobistości, łączy je wspólna pasja. To ona ułatwi rozwiązanie wielu problemów. A wszystko krok po kroku...Miła lektura na wakacje. Nie tylko dla ogrodników :)

poniedziałek, 17 lipca 2017

Pracownia dobrych myśli

Magdalena Witkiewicz po moje niedawne odkrycie. Pisze tak, że książki czytają się same. Uwielbiam jej humor, kreacje bohaterów, styl...
Po lekturze "Czereśnie zawsze muszą być dwie" sięgnęłam po "Pracownię dobrych myśli" i choć nie oceniam książki po okładce, ta mnie po prostu zachwyciła :) Książka jest bardzo pozytywna, pełna dobrych emocji i humoru. Historie bohaterów nie są jednak pozbawione tragedii i dramatów.
W kamienicy przy ulicy Przytulnej 26 mieszkają: Genowefa, zwana Gigą, która przybyła do Miasteczka, by podbijać telewizję, Ewa, która nie dawno owdowiała i jej córka Amelia, Grażyna z synem Florkiem, jej były mąż Norbert i Tomasz... Jest jeszcze Pan Zbigniew i Pani Wiesława. Pani Wiesia to mistrzowska kreacja, jeśli chodzi o bohaterów. Uwielbiam tę kobietę! Jak sama mówi kłopotów nie lubi, telewizję ogląda, gazety czyta to zna się na świecie. I najważniejsze, co dzień układa w oknie poduszkę i obserwuje ludzi. To urocza kobieta, która ujmuje swoją bezpośredniością. W końcu każda kamienica i blok ma swoją panią Wiesię.
Florian, który rzuca studia na Politechnice postanowił otworzyć kwiaciarnię, tak powstaje Pracownia dobrych myśli, a raczej odradza się, jak Feniks z popiołów, gdyż przez lata urzędowała w pracowni babcia Pelagia, która była krawcową. Młode panny, które u niej szyły suknie ślubne cieszyły się szczęśliwym małżeństwem. Teraz Florian postanowił, że będzie uszczęśliwiał ludzi. I tak Pracownia dobrych myśli staje się miejscem spotkań mieszkańców kamienicy i spaja i losy. Dzielą się swoimi radościami i problemami.

Magdalena Witkiewicz napisała książkę lekką, zabawną i ujmującą. To prosta historia, która nas rozbawi, ale też wzruszy. "Pracownia dobrych myśli" to opowieść o miłości, stracie, samotności. O tym, że zawsze warto walczyć o swoje szczęście, a nie raz szczęściu musi ktoś pomóc.
Bo jak pisze autorka: "Szczęście można uszyć z kawałków, jak patchwork, wtedy stworzą nowy wzór. Ale trzeba o tym wiedzieć."

Miłej lektury :) 

poniedziałek, 10 lipca 2017

Pieśń o wojnie i miłości


Ich życie zostało zaplanowane od samego początku.
Ale wojna i miłość wszystko zmienią…
Zachodni Cork, Irlandia, rok 1900. To początek nowego stulecia i narodziny trzech bardzo różnych kobiet: Kitty Deverill – ognistorudej angloirlandzkiej córki dziedziców zamku, Bridie Doyle – córki irlandzkiej kucharki oraz Celii Deverill – ekstrawaganckiej angielskiej kuzynki Kitty. Kiedyś dorastały razem w bajecznym otoczeniu wspaniałego rodzinnego majątku, Castle Deverill, teraz ich spokojne życie zostaje zagrożone, gdy na te tereny dociera irlandzka walka o niepodległość. W ogarniętej wojną Irlandii zamek, symbol brytyjskiej dominacji, znajduje się w niebezpieczeństwie. Kitty, zakochana w rebeliancie Jacku O’Learym i rozpalona patriotyzmem, jest rozdarta między anglo-irlandzką rodziną i głęboką miłością do Irlandii i Jacka.
Przyjaźń dziewcząt wydaje się należeć do przeszłości, ponieważ naznaczyła ją zdrada oraz utrata ich dotychczasowego życia, a one same znalazły się w różnych częściach świata. Jednak coś je łączy: gorąca i nieprzemijająca tęsknota za Castle Deverill i związane z nim wspomnienia. (nota wydawcy)

Właśnie ukazała się najnowsza powieść Santy Montefiore, otwierająca trylogię sagi rodziny Deverill'ów. "Pieśń o wojnie i miłości" czyta się jednym tchem. Wątek historyczny jest bardzo interesujący. Po raz pierwszy pisarka tak wnikliwie przygotowała się do powieści, sprawiając, że tło historyczne wysuwa się na pierwszy plan. Bo to historia  gra tutaj pierwsze skrzypce i jej zawirowania decydują o losie bohaterów. Powieść zachwyca opisami przyrody. Irlandia staje nam przed oczami , jak żywa. Zagłębiając się w lekturze, można delektować się baśniowym krajobrazem Irlandii, która ukazana jest jak Arkadia - miejsce na ziemi niespotykanej urody. To Irlandia, do której wszyscy tęsknią, o którą walczą. Miłość do ojczyzny i przywiązanie do ziemi to spoiwo, które łączy bohaterów, tak różnych od siebie. Irlandia wyłania się także jako miejsce magiczne. To tutaj można zobaczyć wróżki, a duchy przodków przechadzają się wśród żywych i z nimi gawędzą. Na każdym wzgórzu można znaleźć miejsca mocy i pełne tajemnic zamczyska.W jednym z nich toczy się akcja powieści...Trzeba dodać, że miejsce jest przeklęte.
Galeria postaci jest niezwykle barwna. Santa Montefiore osiągnęła mistrzostwo w kreowaniu osobowości. Bohaterki, trzy kobiety są bardzo od siebie różne, jednakże bardzo wyraziste. Każda z nich wykazuje się twardym charakterem i siłą woli, godną pozazdroszczenia. A miłość, o której mowa w tytule nie jedno ma imię. Jest miłość rodzicielska, matczyna...Jest miłość siostrzana...Miłość zakazana pomiędzy kochankami i miłość do ojczyzny, która wymaga wielkich poświęceń. Życie tworzy zaskakujące scenariusze. W tej książce nie ma oczywistości, dlatego z ogromną niecierpliwością będę czekała na kolejne części trylogii, by poznać zawiłe losy bohaterów. Doskonała na lato...i nie tylko. Polecam !

poniedziałek, 3 lipca 2017

Córka wiatrów

Najnowsza powieść Magdaleny Kordel , długo przez mnie wyczekiwana, nie zawiodła moich czytelniczych gustów. Doczekałam się premiery (18 czerwca) i właśnie skończyłam czytać...

Na początek wprowadzenie w świat głównych bohaterów i wydawnicze zapowiedzi, które zaostrzają czytelniczy apetyt:)

"Siedząca w wiosennym słońcu Konstancja, chłonęła pierwsze ciepłe promienie, które były potrzebne po długich zimowych dniach. Jeszcze w tamtej ulotnej chwili, nie przeczuwała, że wraz z nadjeżdżającym gościem i wiosną, nadejdą zmiany i troski. Od wielu lat żyła spokojnie w Wilczym Dworze, czasy smutku i rozpaczy odeszły daleko w cień. Zajęła się gospodarstwem i wychowywaniem jedynego syna. Teraz przeszłość, którą od wielu lat wypierała, postanowiła powrócić. Nie mając zamiaru dać się zbagatelizować..."

"Odkąd ostatni raz przebywał we Dworze, minęło ponad dziesięć lat, może dwanaście? O wiele za dużo. Jan wiedział, że jego nagłe pojawienie wywoła zdziwienie, a Konstancji nie uda się zwieść marną wymówką. Przyjechał w konkretnym celu, a misja, jaką mu powierzono, nie napawała radością. Bycie posłańcem nigdy nie kojarzyło się z czymś dobrym, ale przywozić złe wiadomości, to jedna z najgorszych życiowych posług. A ta, którą miał do zakomunikowania, było ledwo wprowadzeniem do kłopotów, jakie miały spaść na mieszkańców Wilczego Dworu..."

Gdy w końcu otrzymałam książkę, od razu zasiadłam do czytania. Bo i wiadomo, tematyka w moim guście, no i pióro Madzi, samo się rozumie. I chociaż odczuwałam dreszczyk emocji, to gdy tylko przeczytałam wstęp, a wraz z nim legendę (jest po prostu niesamowita), wiedziałam, że książka będzie świetna.

Fabuła toczy się miarowo, nie ma wielkich porywów, by akcja nabrała rozpędu i porwała za sobą w dzikim galopie, ale moim zdaniem jest to wielkim plusem. Ponieważ możemy dać się ponieść temu charakterystycznemu klimatowi. Usłyszeć jak przejeżdża bryczka, zobaczyć ten niepowtarzalny blask świec, bijący z okien dworu. Wszystko tak odległe, a mające w sobie niesamowite przyciąganie.

Rozmarzyłam się na samo wspomnienie tych pięknych sukien, kapeluszy i rękawiczek. Dodatków skrzętnie dobranych kolorystycznie, misternie układane fryzury. Dawniej kobiety wyglądały jak żywe dzieła sztuki, cóż to musiał być za widok...

Trudno było pożegnać się z Wilczym Dworem i jego mieszkańcami. Mam nadzieje, że nie będę musiała zbyt długo czekać, by ponownie zasiąść przy stole z domownikami, posłuchać powiedzonek Pelasi — która może i przesądna, ale swoją wiedzą dorównywała niejednemu uczonemu.

Niby przeczytałam, ale jeszcze jestem zawieszona między tam, a tutaj. Nie chcę wracać do rzeczywistości. Pokochałam Wilczy Dwór i mam nadzieje, że i Wy pokochacie. Szczerze polecam!
 Wilczy Dwór ma w sobie coś takiego, co nie pozwala po prostu go „łyknąć”, czytając przeżywa się poszczególne sceny, wyobrażając sobie, jak to wtedy wyglądało. W głowie mam zbudowany Dwór z całym gospodarstwem. Każda z postaci nabrała konkretnych kształtów, jak i pomieszczenia. Dlatego też nie potrafiłam siedzieć i czytać do oporu. Chciałam powoli zapoznać się z domownikami, pozwolić by aura emanująca z każdej kartki, nabierała na swojej mocy.

czwartek, 22 czerwca 2017

Laureaci Ambrożjady



Tadeusz Dryja
 „Orzech”

                Nie pamiętam od kiedy tu trwam. Od dawna…Czuję jakby przez drgające powietrze , przez korzenie łączące mnie z ziemią-obrazy
i rozmowy z moimi przyjaciółmi. Oni opowiadali mi o przeszłych czasach.  Najbliższą jest lipa, która rośnie po stronie zachodzącego słońca. Mieszkała u państwa Billików, w otoczeniu jabłoni i śliw, w ogrodzie zacienionym, porośniętym rzadką trawą, którą wydziobywały pracowicie kury. Pośród jabłek papierówek, śliwek węgierek i mirabelek, obok drewnianego domu z ganeczkiem, jakich teraz się już nie widzi. Rosła jak krzepka dziewczyna. Jak królowa- przewyższała wszystkie inne drzewa, widziała horyzont wkoło. W gasnącym dniu światło oświetlało promieniami jej konary i gałęzie. Żartowała, że ona z czarnoleskich lip Jana. Bardzo się lubiliśmy, a kiedy zaczynała kwitnąć w czerwcu, pszczoły zlatywały się do niej i miło było słyszeć mruczenie skrzydlatych stworzeń w jej kwiatkach. Pszczoły wpadały także do mnie i do rosnących w moim silnym cieniu skromnych brzoskwiń i śliw. To ona mówiła co widzi i czuje po swojej stronie słońca, to ona pierwsza czuła powiew wiatru lub wichury, kiedy jeszcze trwaliśmy razem górując nad polami, drewnianymi stodołami i domkami, kiedy czuło się wiosenny powiew wartkiego nurtu Soły (…)


Natalia Sajdak
„Historia miłosna na dożynkach”

Dziś usiadłam z babcią Zosią w ogródku na huśtawce. Pogoda była piękna. Słońce świeciło wysoko na niebie, które było bezchmurne. W takie pogodne dni jak ten, często właśnie w taki sposób spędzam czas z babcią. Ona wtedy opowiada mi, jak to było kiedyś, jak żyło się podczas owjny lub jak ciekawe miejsca zwiedzała albo jakie przeszkody przeżyła. Kiedy tak siedziałyśmy na huśtawce i czułyśmy ten delikatny wiatr, spytałam tę wspaniałą, mądrą kobietę o jedną rzecz, której byłam bardzo ciekawa. Poprosiłam ją, aby opowiedziała mi jak poznali się z dziadkiem i dlaczego mieszkamy akurat w Kętach, skoro ona pochodziła z Suchej Beskidzkiej, a dziadek z Grojca. Babcia z ogromnym uśmiechem powiedziała do mnie swoim delikatnym głosem :
-Zaraz wszystko Ci opowiem, tylko usiądź wygodnie, ponieważ to długa historia(…)







 
Wojciech Pająk
„Stolica marzeń”

Małe miasteczko,
Wiele jest takich.
Senne, leniwie
Płynie tu czas.

Przy rynku ratusz,
Z południa kościół,
Pan rejent, fryzjer,
Przed mostem targ.

Dzieci z dziadkami,
Młodzież gra w piłkę,
Panowie w pracy,
Z pań, która chce.





 W sobotę spacer,
Piknik przy lesie
W każdą niedzielę
Poranna msza.

Mówią-Prowincja.
Szepczą złośliwie,
Że sto lat temu
Ktoś wstrzymał czas.

A ja się pytam-
Dlaczego wszyscy
Marzycie skrycie
Być jednym z nas?

Maria Nowak
„740-lecie Kęt”


Z ciekawością oglądam świat
wielki i ten maleńki…Kęty
Co blisko mnie się toczy
Jak kamyk na polnej drodze
Pielęgnowany nie zarasta
Lecz błyszczy w nieba błękicie


Tu wierzby pachną majem
Wiatr kołysze im włosy
A czereda ptasich serc
Śpiewa na cztery głosy…
Na cześć 740-lecia Kęt.




Stanisław Sikor
„Malowałem Cię miasto”

Malowałem Cię miasto moje
Jak pasjonat kolorowy obraz.
Cyzelowałem dźwiękiem metafor
Kolorami słów i nastrojem wiersza,

Malowałem cię miasto moje
O świcie poranka bladymi
Trójkątami niedomówień
- nadchodzącego dnia.

Malowałem cię miasto moje
W kolorach tęczy o zachodzie,
Gdy obłe krzywizny dachów
Uciekały w noc bezsenną.





Malowałem cię miasto moje
Nocami w wymiarach wyobraźni
Zagubionej w blaskach i cieniach
Grzęznących w zakamarkach snu.

Szukałem radości z zatrzymania
Ulotnych wrażeń i spojrzeń,
Którymi oceniałem zdolność puenty
Sączącej się stale z moich wierszy.





Urszula Drzyżdżyk –Dziudziel
„Królewskie miasto Kęty”

Po obu brzegach Soły
Przeszło siedem wieków żyje rozkwita Królewskie Miasto –Kęty

W tle piękny masyw Beskidu Małego
Z ośnieżonymi szczytami
Tworzy baśniową tapetę

Bogatą historię miasta
Tworzyli książęta-nadając im liczne przywileje
A mieszkańcy grodu uczynili
Kęty w XIV w. największym ośrodkiem
Handlowym i rzemieślniczym (…)






Anna Nosal-Tobiasz
„Kęty-moje miasto dzieciństwa”

Gdy od dziadków wyjechaliśmy
W rozterce były moje myśli
Tu wszystko było inne
Tu miałem zabawki nie dziecinne!

Kanapa, fotele w kolorze oranżowym
Meble w kolorze czekoladowym…
Drewniane zaś w moim pokoju
Jaśniutkie pasujące do wystroju!

W oknach salonu szafirowe góry
Nad nimi bieluteńkie chmury-
Firanka całkiem prześwietlona
Bo to południe, słoneczna strona!



W oknie kuchni sklep z lizakami,
Bułeczkami i lodowymi lizakami,
Wybór, posmaki przeróżne miało
Żal mi dzieciństwa, że krótko trwało!?

Codziennie do Kęt do Wnuka jechałam
I na horyzoncie te góry oglądałam…
Chodziliśmy do lasku i rzeki brzegiem
Z Adamem z sąsiedztwa Piotra kolegą (…)




Eugeniusz Badowski
„740-lecie Kęt”.

Kęty swoje ułożenie
W oświęcimskim położenie
Rzeka Soła je przecina
Wzdłuż niej rośnie też wiklina.

Atrakcyjność Kęt nam sprzyja
Bardzo szybko się rozwija.
Chlubna przeszłość zachowana
Wraz z historią zachowana.

Kęty miasto powstawanie
W takim miejscu pojednanie
Dwóch książęcych braci było
I Kantego nam przybyło.



Kościół Świętej Małgorzaty
Budowany był na raty
Obraz Matki…jest cudowny
W Kętach bywa nieodzowny.

Wedle podań budowano
Kościół barok zbudowano.
Święty Jan skąd on pochodził
W miejscu takim się narodził.
(…)
Kęcki Rynek otaczają
Kamienice ujawniają
Pomnik Jana się znajduje
Obecnością promieniuje (…)


Weronika Włodarczyk
„Jubileusz Kęt”

Hen z oddali widać góry
Rzeka Soła wartko płynie
To gród Kęty swe podwoje
Otworzył dla artystów i poetów.

Odwieczne lipy i kasztany
Dumnie w parku szumią
Historie Kęt przypominają.
W rynku tulipany się mienią
Biblioteka nowy konkurs ogłasza
„Kęty moje miasto”
Nie moje to miasto, lecz piękne
Zielonością, zabytkami, kulturą (…)


Na pogórzu Wilamowickim
Nad rzeką Sołą usadowiło się
Miasteczko Kęty,
które ma już 740 lat

(…)

Z okazji Waszego Jubileuszu
Choć mam już wiele lat
Życzę Tobie Piękne miasto Kęty
Byś piękniało z dnia na dzień.




Hubert Płonka
„Spotkanie na rynku”

Spotkałem dziś rano piękną dziewczynę,
Olśniła mnie swoim anielskim uśmiechem.
Coś do mnie mówiła, ja nie słyszałem
Otrzeźwiałem dopiero po dłuższej chwili,
„Spotkajmy się” z ust moich wypadło,
Więc stoję teraz pośrodku rynku,
A w głowie mam ciągle anielski śmiech
I włosy tak jasne, jak białe wino.
Oczy swe otwieram, „Gdzie jesteś, kochana?”
Zegarek wskazuje spotkania godzinę
I serce z mej piersi już wyskakuje.


Kanty z kamienia na mnie spogląda
„Nie pesz mnie Janie, nie na to czas”
Chowam się za fontanną,
Co tańczy do wiatru podrygów.
Słońce jej krople srodze oświetla,
Mam tęczę na spodniach z siedmioma kolory.
Wieża za rynkiem już wpół do wybija,
Tam biegnie dziewczę,
Już koniec mych cierpień.





Aleksandra Sordyl
„Kęty moje miasto”

Przez wysokie góry,
Przez ciemne lasy,
Przez łąki zielone,
Przez najgłębsze wody,
Jest miasto Kęty.
Zerkasz przed siebie,
Widzisz tłum ludzi,
W ich oczach radość,
Bo to gdzie idę
To moje miasto Kęty.
Jedyne miasto jakie mam,
Bo tylko Kęty dobrze znam.
Przez tę gminę,
Przez ten czas,
Kęty kocha każdy z nas.

Marta Wilk
„Moje miejsce”
(…)
- Dziękuję ci bardzo, Olu, od lat nie rozmawiałem z nikim tak szczerze. Nie wiem jak to zrobiłaś, ale ulżyło mi, teraz już wiesz, jak to u mnie jest…Może przejdziemy się wieczorem na spacer i porozmawiamy, pokażę ci wtedy najpiękniejsze miejsce w okolicy. Moim miejscem na ziemi są właśnie Kęty, mimo złych chwil, były też dobre. Nie warto się załamywać, trzeba walczyć.
-Wiem, teraz też to już wiem. To co, o 17.00 przy fontannie na rynku?- zapytała dziewczyna.
-Pewnie, o 17.00. To do wieczora.
Ola podeszła do Michała, przytuliła go na pożegnanie, odwróciła się i poszła. Nie podziękowała mu a powinna, rozmowa z nim równiej jej pomogła.
-Zrobię to wieczorem, jeszcze nie wszystko stracone. A jeśli to, co mi powiedział, było tylko na pokaz i nie jest prawdą-myślała dziewczyna-Nie, nie mógł tego zrobić, on taki nie jest. Ola musiała to wszystko przemyśleć, nawet dla niej za dużo jak na jeden raz. Założyła słuchawki, spacerkiem wracała do domu, nie spieszyła się, cieszyła się, że wróciła do pomagania innym.
-Może Kęty staną się moim miastem- westchnęła.



Tadeusz Florczyk
„Wagon”
Prolog
8 maja 2017
Daniel założył biuro detektywistyczne przy ulicy Rynek 13.
19 maja 2017 15.00
Przez stację kolejową w Kętach ma przejechać specjalny pociąg wiozący gotówkę z banku w Bielsku Białej do Krakowa.
19 maja 22:45
Lokomotywa Fablok 6D z wagonem, w którym jest depozyt, przejeżdża przez stację.
22:29
Pierwsze zgłoszenie o wykolejonym składzie pomiędzy przejazdem kolejowym przy ulicy Wszystkich Świętych a Bartosza Głowackiego otrzymują służby ratunkowe.
***
Daniel, kończąc oglądać film, przygotował się do snu. Nagle usłyszał dźwięk telefonu dobiegający z jego biura na parterze. Szybko zerwał się z kanapy, zbiegł po schodach i podniósł słuchawkę.
-Dobry wieczór, tu biuro detektywistyczne w Kętach.
- Tu posterunkowy Jan. Komendant prosi pana zawiadomić o wykolejeniu się pociągu z depozytem przy ulicy Wszystkich Świętych.
- Czekaj! Czy chodzi o ten skład?
-Tak, komendant jeszcze prosił, aby pan po przybyciu na miejsce stawił się u niego. Chciałby pana poznać i zaznajomić ze sprawą.
- Dobrze już jadę. (…)