poniedziałek, 3 lipca 2017

Córka wiatrów

Najnowsza powieść Magdaleny Kordel , długo przez mnie wyczekiwana, nie zawiodła moich czytelniczych gustów. Doczekałam się premiery (18 czerwca) i właśnie skończyłam czytać...

Na początek wprowadzenie w świat głównych bohaterów i wydawnicze zapowiedzi, które zaostrzają czytelniczy apetyt:)

"Siedząca w wiosennym słońcu Konstancja, chłonęła pierwsze ciepłe promienie, które były potrzebne po długich zimowych dniach. Jeszcze w tamtej ulotnej chwili, nie przeczuwała, że wraz z nadjeżdżającym gościem i wiosną, nadejdą zmiany i troski. Od wielu lat żyła spokojnie w Wilczym Dworze, czasy smutku i rozpaczy odeszły daleko w cień. Zajęła się gospodarstwem i wychowywaniem jedynego syna. Teraz przeszłość, którą od wielu lat wypierała, postanowiła powrócić. Nie mając zamiaru dać się zbagatelizować..."

"Odkąd ostatni raz przebywał we Dworze, minęło ponad dziesięć lat, może dwanaście? O wiele za dużo. Jan wiedział, że jego nagłe pojawienie wywoła zdziwienie, a Konstancji nie uda się zwieść marną wymówką. Przyjechał w konkretnym celu, a misja, jaką mu powierzono, nie napawała radością. Bycie posłańcem nigdy nie kojarzyło się z czymś dobrym, ale przywozić złe wiadomości, to jedna z najgorszych życiowych posług. A ta, którą miał do zakomunikowania, było ledwo wprowadzeniem do kłopotów, jakie miały spaść na mieszkańców Wilczego Dworu..."

Gdy w końcu otrzymałam książkę, od razu zasiadłam do czytania. Bo i wiadomo, tematyka w moim guście, no i pióro Madzi, samo się rozumie. I chociaż odczuwałam dreszczyk emocji, to gdy tylko przeczytałam wstęp, a wraz z nim legendę (jest po prostu niesamowita), wiedziałam, że książka będzie świetna.

Fabuła toczy się miarowo, nie ma wielkich porywów, by akcja nabrała rozpędu i porwała za sobą w dzikim galopie, ale moim zdaniem jest to wielkim plusem. Ponieważ możemy dać się ponieść temu charakterystycznemu klimatowi. Usłyszeć jak przejeżdża bryczka, zobaczyć ten niepowtarzalny blask świec, bijący z okien dworu. Wszystko tak odległe, a mające w sobie niesamowite przyciąganie.

Rozmarzyłam się na samo wspomnienie tych pięknych sukien, kapeluszy i rękawiczek. Dodatków skrzętnie dobranych kolorystycznie, misternie układane fryzury. Dawniej kobiety wyglądały jak żywe dzieła sztuki, cóż to musiał być za widok...

Trudno było pożegnać się z Wilczym Dworem i jego mieszkańcami. Mam nadzieje, że nie będę musiała zbyt długo czekać, by ponownie zasiąść przy stole z domownikami, posłuchać powiedzonek Pelasi — która może i przesądna, ale swoją wiedzą dorównywała niejednemu uczonemu.

Niby przeczytałam, ale jeszcze jestem zawieszona między tam, a tutaj. Nie chcę wracać do rzeczywistości. Pokochałam Wilczy Dwór i mam nadzieje, że i Wy pokochacie. Szczerze polecam!
 Wilczy Dwór ma w sobie coś takiego, co nie pozwala po prostu go „łyknąć”, czytając przeżywa się poszczególne sceny, wyobrażając sobie, jak to wtedy wyglądało. W głowie mam zbudowany Dwór z całym gospodarstwem. Każda z postaci nabrała konkretnych kształtów, jak i pomieszczenia. Dlatego też nie potrafiłam siedzieć i czytać do oporu. Chciałam powoli zapoznać się z domownikami, pozwolić by aura emanująca z każdej kartki, nabierała na swojej mocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz