poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Bluszcz prowincjonalny

„Bluszcz prowincjonalny” Renaty Kosin wydany przez Wydawnictwo Filia jest wznowieniem powieści, która po raz pierwszy ukazała się w 2012 roku. Wcześniej nie miałam okazji jej czytać – zatem teraz wyczekiwałam jej niecierpliwie, zwabiona głównie opisem okładkowym, który mnie zaintrygował, ale i samym tytułem, gdyż wydał mi się bardzo ciekawy i nietypowy.

„Bluszcz prowincjonalny” w moim odbiorze to opowieść o podnoszeniu się z upadku. Los, jak to ma w zwyczaju niektórym daje dużo dobrego, a innych rozkłada na łopatki i śmieje się im prosto w twarz. Właśnie w takim momencie poznajemy główną bohaterkę powieści – Annę.
 Autorka zabiera nas na Podlasie – gdzie mamy okazję krok po kroku śledzić proces podnoszenia się z klęczek, radzenia sobie ze stratą i porażką, ale również stawiania czoła nowym problemom, które jak wiadomo często chodzą parami.

Powieść jest napisana lekkim językiem, bez zbędnych peanów nad przyrodą podlaską, chociaż nie zabrakło w niej ciekawostek dotyczących życia i tradycji z tamtego rejonu Polski, które były dla mnie niezwykłym dodatkiem i muszę przyznać, że dowiedziałam się sporo interesujących rzeczy, o których nie miałam pojęcia. Z chęcią wybrałabym się do takich powieściowych Bujan czy innej typowej podlaskiej miejscowości, choćby na kilka dni, by móc zakosztować tamtejszego klimatu, posiedzieć na ławeczce przed domem, pójść na targowisko i kupić wiejskie jaja w parzystym systemie sprzedawania...

„Bluszcz prowincjonalny” to historia dla każdego, kto chociaż raz był na samym dnie, kto budząc się rano miał wrażenie, że nic już dobrego go nie spotka. To powieść, która w ciepły i klimatyczny sposób sięga w głąb serca i pomaga stanąć twardo na ziemi.
Historia krzepi, przywraca nadzieję, skłania do refleksji...Idealna lektura na wiosnę. Polecam.

niedziela, 15 kwietnia 2018

Złota skóra

Mimo, że już kilka książek Carli Montero ukazało się w języku polskim „Złota skóra” jest pierwszą, którą przeczytałam. Akcja powieści rozgrywa się w początkiem XX-wieku w Wiedniu, gdzie dochodzi do serii brutalnych morderstw dokonywanych na kobietach. Ofiary to modelki zrzeszone są w La Maison des Mannequins, któremu przewodzi charyzmatyczna Ines. Mimo mocno kontrowersyjnej reputacji kobiety te są muzami artystów malarzy.

Śledztwem w sprawie owych bestialskich zbrodni zajmuje się komisarz Karl Sehlackman. Niestety wszelakie podejrzenia oscylują wokół osoby Hugona von Ebenthala, który jest najbliższym przyjacielem Karla. Mężczyzna jest głównym podejrzanym, gdyż kilka lat temu pierwszą ofiarą mordercy padła jego ówczesna ukochana, przy której został on znaleziony z rękoma unurzanymi we krwi… Hugon powraca  do Wiednia dokładnie w momencie, kiedy zostaje popełnione kolejne morderstwo, a ofiarą jest kobieta, z którą wcześniej się umawiał.

Komisarz Sehlackman, aby rozwikłać tę tajemniczą i jak się okazuje bardzo skomplikowaną sprawę musi wejść w świat wiedeńskich artystów i wyższych sfer. Dzięki owej konieczności poznaje on Ines, kobietę o niebywałej urodzie, magnetycznym spojrzeniu oraz wielkiej inteligencji.

Karl, będąc narratorem opowieści, ukazuje odrobinę swojej mocno powściągliwej osobowości. Dla kontrastu przyglądamy się również barwnej choć enigmatycznej naturze Ines, która z całą pewnością jest postacią nieszablonową.

Carla Montero w sposób niezwykle wyrafinowany stworzyła intrygę oraz atmosferę tajemniczości i grozy, spowijającą prezentowane wydarzenia. Nie sposób również odmówić jej kunsztu i błyskotliwości, które bardzo wyraźnie widoczne są w charakterystykach postaci, które wyszły spod jej pióra.

W powieści czytelnik może przyjrzeć się również Wiedniowi z roku 1904 oraz blaskom i cieniom związanym z egzystowaniem w owym mieście w tamtym czasie.
„Złota skóra” pomimo brutalności zdarzeń w niej opisanych jest opowieścią o miłości niosącej ze sobą zarówno namiętność jak i destrukcję. Autorka ukazała w mniej całe mnóstwo różnorodnych emocji , zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych.

Jeśli chcecie poznać meandry tej historii i dowiedzieć się co odkryje komisarz Sehlackman sięgnijcie po książkę Carli Montero, gdyż jest to powieść, przy której nie sposób się nudzić, a dreszczyk na plecach także jest nieodłącznym elementem jej lektury. Ja rozpoczynam właśnie przygodę z jej kolejnym tytułem "Wiedeńska gra".

czwartek, 29 marca 2018

Mansarda pod aniołami

Swoją przygodę z twórczością Agnieszki Olejnik rozpoczęłam od pakietu dwóch książek z serii "Mansarda pod aniołami". "Cuda i cudeńka" ukazały się końcem 2017 roku.  Ciepła, świąteczna okładka w pełni pasuje do tytułu i treści. Powieść pani Agnieszki Olejniczak można bowiem rzeczywiście zaliczyć do cudeniek. Optymistyczna, kochająca ludzi i świat Lena to główna bohaterka. Straciła pracę, w rodzinnej wsi nie ma raczej szans na zatrudnienie, lecz to nie przeszkadza jej w dzieleniu się dobrem i chęci uszczęśliwiania innych. Dla równowagi pojawia się jej chora, postrzegana jako zimna, złośliwa babcia. Dopiero pod koniec lektury okazuje się, że w jej życiu istnieje pewna tajemnica, która być może wpłynęła na jej postawę wobec innych. Ale nie tylko relacje Leny i jej babci należą do trudnych. Życie sąsiadów babci też jest nieco zagmatwane, więc Lena ma ręce „pełne roboty” i wnosi ożywczy powiew w codzienność tej społeczności. Pomaga skłóconemu małżeństwu i ich dzieciom. Wykorzystuje tu starą zasadę „przez żołądek do serca”… Zaspakaja nie tylko fizjologiczny głód, ale też pomaga im zaspokoić głód miłości. Wigilię spędza z dwiema samotnymi sąsiadkami – wąsatą, nieco rubaszną właścicielką jamnika i Włoszką właścicielką sklepu z cudeńkami. Z Francescą nie tylko spotyka się na stopie towarzyskiej, ale też nawiązuje współpracę. Dzieląc się z sąsiadami dobrem, inspiruje ich do pomnażania go w rodzinie i społeczności lokalnej. Oczywiście, jak to bywa w powieściach obyczajowych, pojawia się też płeć męska – Jakub – rehabilitant babci i adorator Leny, Borys – tajemniczy sąsiad babci, pisarz, który prowadzi z Leną e-korespondencję oraz Łukasz, który ujawnia jej część tajemnicy babci. A nad całością czuwają Serafiny, które spełniają życzenia. 

Kontynuacja powieści "Listy i szepty" rozwiązuje zagadkę tajemniczej przeszłości babki głównej bohaterki, ale nie tylko...Okazuje się, że wiele problemów wynika z braku akceptacji, tego co za nami, na co już nie mamy wpływu. Historia nabiera rumieńców. Zachwycił mnie wątek syberyjski i pełne tajemnic życie babci Mieci. Poznajemy bliżej skrytą do tej pory Francescę i historią jej nieszczęśliwej miłości. Obserwujemy rodzące się uczucie Leny i Borysa...Serafiny czuwają również nad rodziną Markiewiczów, która w końcu zyskuje równowagę. Ta część powieści jest zdecydowanie lepsza, czyta się ją jednym tchem. 
Polecam gorąco.

Cudowny chłopak

"Cudowny chłopak” to wzruszająca i pełna ciepła opowieść o Auguście Pullmanie, zwykłym chłopcu o niezwykłej twarzy. Sprzedana w liczbie przeszło 6 milionów egzemplarzy powieść R.J. Palacio weszła już do klasyki współczesnej literatury, zdobywając serca kolejnych czytelników. Na fali międzynarodowego sukcesu powstał świetny, dobrze zagrany film, który nie dawno można było oglądać w kinach. 


R.J. Palacio pokazuje i młodszym, i starszym czytelnikom, jak żyć w świecie Auggiego, w którym chłopiec, choć czuje się jak jego rówieśnicy, zawsze jest postrzegany jako ktoś, kto nie pasuje. Dlaczego? Auggie urodził się z chorobą genetyczną, która spowodowała ogromną deformację twarzy. Chłopiec od najmłodszych lat przeszedł wiele operacji, aby funkcjonować i żyć w miarę normalnie. Poznajemy go w chwili, gdy zapada decyzja o rozpoczęciu nauki w szkole. Wcześniej chłopiec uczył się w domu, z mamą. Auggie waha się, denerwuje. Zdaje sobie sprawę, jak ludzie reagują na jego wygląd i boi się reakcji rówieśników. Dzieci, jak wiemy, są brutalnie szczere i choć nauczyciele starają się, aby Auggie nie poczuł się odrzucony, wielu młodych ludzi traktuje go jak trędowatego. Z czasem Auggie zyskuje przyjaciół, którzy poznają go jako wesołego, dowcipnego i inteligentnego chłopca. Od reszty rówieśników różnił go tylko wygląd. 
Powieść pisana jest z perspektywy kilku bohaterów. Każdy z nich relacjonuje swoje kontakty z Auggiem i odsłania jakąś część osobowości chłopaka. To świetne studium empatii, lekcja pokory i pozytywnego myślenia. W finale książki pojawia się cytat,który bardzo do mnie trafia: " Bo nie wystarczy być dobrym. Człowiek powinien być lepszy, niż wymagają tego okoliczności(...)My istoty ludzkie, jesteśmy nie tylko zdolni do bycia dobrymi ludźmi, lecz również możemy wybrać bycie dobrymi ludźmi."
Autorka pokazuje, że takiego wyboru powinien dokonać każdy z nas...Polecam gorąco.

wtorek, 27 lutego 2018

W Ogrodzie Zuzanny


Zima za oknem nie odpuszcza...Mróz i chłód, dookoła szaro, ciemno...O wiośnie marzą chyba już wszyscy. Zaczęłam już nawet ją zaklinać po swojemu. Więcej kwiatów, więcej kolorów, uśmiechu...I oczywiście ciepłych, pozytywnych książek. Takie lubię najbardziej. Tym razem wybór padł na "Ogród Zuzanny". To powieść dwóch dziennikarek i psycholożek. Justyna Bednarek dała się poznać jako autorka książek dla dzieci, Jagna Kaczanowska zaś jako publicystka. Razem stworzyły coś nietuzinkowego. "Ogród Zuzanny" to opowieść o kwiatach, zapachach i smakach. I oczywiście o ludziach. Prym wiodą kobiety, bardzo charakterne i wyraziste. Tytułowa Zuzanna to samotna matka, mieszkająca z matką i babką w wilii Kurza Stopka. Niczym prawdziwe czarownice...Odwołań do magii jest w książce bardzo wiele...Są lalki motanki, które seniorka rodu szykuje, dla najbardziej potrzebujących, są ziołowe herbatki, nalewki i zaklęcia. Nie może również zabraknąć również kwiatów i ich sekretnego języka. Doskonale posługuje się nim Zuzanna, która na co dzień pracuje jako projektantka zieleni, a jej pomysły są nietuzinkowe i doskonale trafiają w gusta klientów. Jej popisowym dziełem jest aranżacja ogrodu w Jolancinie- przedwojennej wilii, którą kupuje mężczyzna, którego Zuzanna znała w czasach studenckich. I nie trudno się domyślić ciągu dalszego ich wspólnej historii...Oby w kolejnych częściach książki żyli długo i szczęśliwie. W książce równie ważne są także babka i matka Zuzanny. Leciwa Cecylia zbliża się do dziewięćdziesiątki i pragnie odwiedzić kraj swojego dzieciństwa, czyli Ukrainę. Ciągną ją tam wspomnienia młodzieńczej miłości, tej pierwszej, najważniejszej i na całe życie...Cecylia bardzo kochała swego zmarłego męża, jednak to młody Ukrainiec skradł jej serce. Czy uda się go odnaleźć po tych wszystkich latach? Czy miłość faktycznie zostaje na zawsze? Ile racji ma babka wypowiadając te słowa? Warto przeczytać, by poznać odpowiedź.  Powodów do sięgnięcia po tą opowieść może być znacznie więcej. Książka jest niezwykle zabawna. Uśmiałam się do łez czytając o pupilu, który mieszka w wilii Kurza Stopka. To kura o wdzięcznym imieniu Kulczyba wronie oko, która na dodatek przechodzi transformację i staje się prawie kogutem. Z pewnością jest tak waleczna, o czym przekonała się pewna niemiła kobieta, której pazury Kulczyby zrujnowały fryzurę...W ogóle w książce pełno smaczków, które powodują, że czyta się ją z niekłamaną przyjemnością. Zachęcam więc, abyście odwiedzili "Ogród Zuzanny" i dali się uwieść wiktoriańskiemu językowi kwiatów.

wtorek, 20 lutego 2018

Tylko dobre wiadomości

Jak trudno nie oceniać po pozorach...Jak trudno nie oceniać książki po okładce...Ja znów to zrobiłam i cieszę się rozczarowaniem, które przeżyłam, czytając ostatnią powieść Agnieszki Krawczyk pt. "Tylko dobre wiadomości". Okładka nasuwa oczywiste skojarzenia- romans, czyli książka w sam raz do poduszki i długie zimowe wieczory. Pozory. Już od pierwszych stron nie jest łatwo...Bohaterki książki Zula i Kamila stoją na życiowym rozdrożu. Każda coś straciła, każda zmaga się z jakimś demonem...Gdzie zatem te tytułowe dobre wiadomości? Ale po kolei... Izabela Oster, czyli Zula to ceniona dziennikarka telewizyjna, która znana jest z programów publicystycznych. Ma cięty język, jest bardzo krytyczna wobec siebie i innych. Lubi stawiać na swoim, stąd gdy dochodzi do konfliktu z szefem, decyduje się porzucić pracę z dnia na dzień. Sądzi, że z łatwością znajdzie coś innego. Gdy propozycji pracy brakuje, przeraża ją myśl o kredycie, który musi spłacać. Wtedy rękę wyciąga do niej przyjaciółka Kamila, która właśnie rozwiodła się z mężem i chce rozkręcić gazetę, którą dostała w spadku po zmarłej teściowej. I choć nie jest to praca marzeń Zula decyduje się wesprzeć przyjaciółkę w pracy nad "Stylową kobietą". Obie przenoszą się do Krakowa. Zaczynają od nowa. Nie jest to łatwe zadanie. Każda z nich musi stawić czoła przeszłości, wyzbyć się oczekiwań i nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości. Kamili pozornie wychodzi to dużo lepiej...Izabela ciągle się miota, walczy...W konsekwencji tworzą interesujące pismo, w którym prezentują tylko dobre wiadomości, dostrzegając dobro w ludziach, o których piszą. Okazuje się, że dobro przyciąga dobro, a świetne tematy leżą na ulicy. 
Nie zdradzę więcej na temat dość interesującej fabuły, bo popsułabym Wam przyjemność płynącą z lektury. Książka oparta jest na dobrej podbudowie psychologicznej. Agnieszka Krawczyk jest świetną obserwatorką. Zestawiła dwa skrajnie różne kobiece charaktery, pokazując jak mylne są pozory. Silna zewnętrznie Zula, która idzie przez życie, rozpychając się łokciami okazuje się pogubioną i delikatną kobietą. Kamila, która buja w obłokach i ciągle chowa się w cieniu nagle jawi się jako trzeźwo myśląca kobieta pełna niespodzianek. Zachęcam do lektury i podróży po Krakowie i Wenecji...Warto :)

poniedziałek, 22 stycznia 2018

Lagom, czyli życie po szwedzku

Uwielbiam takie książki :) Piękne zdjęcia i ładna szata graficzna...
Anna Brones pisze o tym, jak żyć lagom, czyli w sam raz - znajdując w codziennym życiu harmonię i balansując między różnymi jego elementami w taki sposób, aby czuć się szczęśliwym. Zabiera przy tym czytelnika do miejsca, z którego ta filozofia pochodzi, czyli do Szwecji. W tym kraju urodziła się i wychowała jej matka, zanim w wieku dwudziestu kilku lat przeniosła się do Stanów Zjednoczonych.Autorka stara się pokazać, jak wprowadzać życie lagom w odniesieniu do pracy, domu, zdrowia i środowiska, przybliżając szwedzką codzienność, w której mniej znaczy więcej, a wspólnota i zwolnienie obrotów mają kluczowe znaczenie. Niektóre elementy przemówiły do mnie bardziej (ach, gdyby tak umieć w pełni cieszyć się teraźniejszością, zamiast zamartwiać tym, co będzie), inne mniej, ale książki nie oceniam ze względu na to, na ile ja się w tej filozofii odnajduję. 

A czym jest lagom?

Lagom to w sam raz – szwedzka odpowiedź na hygge. To harmonia, zrównoważony styl życia, pochwała jakości ponad ilość oraz pozwalania sobie na przerwy i odpoczynek. To kultura współpracy i wspólnoty. Posiadanie w sam raz bez nadmuchanego konsumpcjonizmu i bycie wystarczająco dobrym a nie perfekcyjnym. Lagom to też pozwalanie sobie na drobne przyjemności i kontakt z naturą.

Lagom w domu

Anna Brones w “Żyj lagom” zachęca nas, żebyśmy żyli bardziej lagom poprzez inspirowanie się skandynawskim wzornictwem i architekturą. Nasz dom ma być wypełniony pięknymi przedmiotami codziennego użytku, które zaprojektowano z naciskiem na formę i funkcję ale minimalistycznie i bezpretensjonalnie. Lagom to też proste linie i kształty, kameralność, ponadczasowe wzory. W książce znajdziemy konkretne porady jak zaaranżować poszczególne pomieszczenia, żeby sprzyjały spędzaniu czasu w sposób, który nas zrelaksuje, kreatywnie i bez smartfona przyspawanego do ręki.

Lagom w kuchni

Tak jak typowe skandynawskie wnętrze to neutralne jasne barwy przełamane akcentami kolorystycznymi, tak kuchnia skandynawska to proste, często jednogarnkowe dania z lokalnych, sezonowych składników, ale też desery aż czarne od kardamonu i cynamonu. Lagom to zbieranie poziomek i grzybów i bukiety z kwiatów polnych. To zdrowy hedonizm, ale też niemarnowanie żywności. To fika – słynna przerwa na kawę, czas na bycie samemu z sobą oraz życie w teraźniejszości bez zaśmiecania sobie głowy.
Bardzo polecam przepisy z tej książki, nie ma ich wiele, ale za to każdy chce się zrobić w domu. Ja na pewno zrobię sobie Knäckebröd, czyli domowe pieczywo chrupkie i któreś z dań jednogarnkowych.

Książkę polecam :) Bardzo przyjemna lektura :)

Lykke, czyli duńska recepta na szczęście

Po hiszpańsku felicidad, po niemiecku Glück, po francusku bonheur, a po polsku – szczęście. To właśnie oznacza duńskie słowo lykke. Szuka go w życiu każdy z nas, choć nie każdy się do tego głośno przyznaje. Meik Wiking, dyrektor Instytutu Badań nad Szczęściem w Kopenhadze, autor bestsellerowej książki „Hygge. Klucz do szczęścia”, napisał drugi poradnik - „Lykke. Po prostu szczęście”. Książka zawiera nie tylko analizy i dane liczbowe, ale także opowieści, anegdoty, infografiki i zdjęcia. Napisana jest ciekawie i przystępnie. Czyta się ją bardzo szybko.
Nikt nie wie o szczęściu tyle co Meik Wiking. Badaniem, mierzeniem, definiowaniem i szukaniem szczęścia zajmuje się zawodowo, na co dzień. Ponieważ wierzy, że receptę na szczęście mają nie tylko Duńczycy, spróbował odszukać kluczy do szczęścia w innych krajach pokazując je w najnowszej książce. I tak np. od Francuzów można nauczyć się celebrowania wspólnych posiłków, od Holendrów życia w przyjaźni z sąsiadami, od Skandynawów (zwłaszcza Szwedów i Duńczyków) równowagi pomiędzy życiem prywatnym i zawodowym, a od Hiszpanów – serdeczności. Portugalczycy zaś czerpią radość z wychowywania dzieci w wielopokoleniowych rodzinach. Tam dziadkowie opiekują się wnukami, wychowują ich. Od Duńczyków można przejąć dojeżdżanie do pracy rowerem, codziennie, przez cały rok. Tak, tak, Duńczycy jeżdżą na rowerze w garniturach, a Dunki w szpilkach. Ba, w Kopenhadze ścieżki rowerowe są zimą odśnieżane w pierwszej kolejności, przed drogami w mieście! Bezpłatna służba zdrowia dla wszystkich to kolejne świetne rozwiązanie duńskie wpływające na poziom szczęścia obywateli tego kraju.  
 
W książce „Lykke...” autor zabiera nas w fascynującą podróż dookoła świata na poszukiwanie skarbu, który otworzy nam drzwi do dobrego życia. Pokazuje, jak nie tracić cennego czasu, budować dobre relacje z sąsiadami, cieszyć się z małych rzeczy, celebrować każdą chwilę. Dzieli się z nami opowieściami i radami z najszczęśliwszych zakątków naszej planety, tak byśmy i my znaleźli szczęście. 
 Meik Wiking podkreśla, że największa tajemnica lykke tkwi w tym, że szczęście można znaleźć wszędzie, jeśli tylko wiemy, jak go szukać. Pierwszy krok podczas badania szczęścia to rozróżnienie między byciem szczęśliwym w danym momencie a byciem szczęśliwym w ogóle. Dla zrozumienia, czym jest szczęście autor analizuje sześć czynników kluczowych w definiowaniu szczęścia. Są to: poczucie więzi i wspólnoty, pieniądze, zdrowie, wolność, zaufanie i życzliwość. Co ciekawe, autor uważa, że pieniądze szczęścia nie dają. Brzmi banalnie? Wiking stawia tezę, że to ludzie wmówili sobie, że szczęście oznacza pieniądze. Jego zdaniem są one ważne, a PKB na głowę mieszkańca jest pewnym obiektywnym miernikiem poziomu bogactwa danego społeczeństwa czy kraju. Tyle że szczęście jest subiektywne i dlatego tak trudno nam wszystkim je znaleźć i jednoznacznie zdefiniować. 
 „Lykke. Po prostu szczęście” to poradnik. Oprócz swoich przemyśleń, opowieści i analiz przeprowadzonych w kopenhaskim Instytucie Badań nad Szczęściem, Meik Wiking dzieli się wynikami badań wielu instytucji z różnych krajów na temat szczęścia. W książce są też infografiki, zdjęcia, porady i tzw. wskazówki szczęścia, czyli podpowiedzi, jak słowa autora wcielić w życie. Nowy poradnik Meika Wikinga spodoba się nie tylko miłośnikom hygge, fanom skandynawskich klimatów oraz tychże kryminałów. To ładnie wydana książka także dla tych, którzy sami z siebie szukają odpowiedzi na pytanie, czym jest szczęście.