wtorek, 18 lipca 2017

Ogród małych kroków

Minęły trzy lata, odkąd Lily w wypadku straciła męża. Udaje jej się normalnie funkcjonować, nawet odnosi sukcesy jako ilustratorka w wydawnictwie, jednak wciąż bardzo tęskni za ukochanym. Jak ognia unika nawiązywania nowych znajomości, a czas wolny spędza w towarzystwie córek i rozrywkowej siostry. Dlatego gdy w ramach przygotowań do nowego projektu firma wysyła ją na kurs ogrodnictwa, Lily zabiera rodzinę ze sobą. Dziewczyny świetnie się bawią, a jej udaje się na kilka chwil zapomnieć o tęsknocie.
Szybko okazuje się, że sadzenie roślin i pielenie grządek to nie tylko przyjemne hobby, ale też okazja, by spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy i skonfrontować się z niewygodną prawdą o sobie samej....( z noty wydawcy)

"Ogród małych kroków" to jak głosi podtytuł to "powieść kwitnąca optymizmem". Tak jest w rzeczywistości. Pomimo trudnego tematu-zmagania się z żałobą- książka ma w sobie spore pokłady pozytywnych emocji. Jak się okazuje człowiek potrzebuje kontaktu z przyrodą, by pozostawać we względnej równowadze emocjonalnej. Praca w ogrodzie, uprawianie warzyw i owoców to lekarstwo dla zmęczonych i przygnębionych bohaterów tej powieści. Ogród uczy cierpliwości i wytrwałości, a to niezwykle ważne cechy, dla tych, którzy chcą rozpocząć nowy rozdział w życiu. Ciężka praca w ogrodzie jest również pracą nad sobą. Bohaterowie, przyszli ogrodnicy, podczas kursu poznają się i zostają przyjaciółmi. I choć charakterologicznie to bardzo różne osobistości, łączy je wspólna pasja. To ona ułatwi rozwiązanie wielu problemów. A wszystko krok po kroku...Miła lektura na wakacje. Nie tylko dla ogrodników :)

poniedziałek, 17 lipca 2017

Pracownia dobrych myśli

Magdalena Witkiewicz po moje niedawne odkrycie. Pisze tak, że książki czytają się same. Uwielbiam jej humor, kreacje bohaterów, styl...
Po lekturze "Czereśnie zawsze muszą być dwie" sięgnęłam po "Pracownię dobrych myśli" i choć nie oceniam książki po okładce, ta mnie po prostu zachwyciła :) Książka jest bardzo pozytywna, pełna dobrych emocji i humoru. Historie bohaterów nie są jednak pozbawione tragedii i dramatów.
W kamienicy przy ulicy Przytulnej 26 mieszkają: Genowefa, zwana Gigą, która przybyła do Miasteczka, by podbijać telewizję, Ewa, która nie dawno owdowiała i jej córka Amelia, Grażyna z synem Florkiem, jej były mąż Norbert i Tomasz... Jest jeszcze Pan Zbigniew i Pani Wiesława. Pani Wiesia to mistrzowska kreacja, jeśli chodzi o bohaterów. Uwielbiam tę kobietę! Jak sama mówi kłopotów nie lubi, telewizję ogląda, gazety czyta to zna się na świecie. I najważniejsze, co dzień układa w oknie poduszkę i obserwuje ludzi. To urocza kobieta, która ujmuje swoją bezpośredniością. W końcu każda kamienica i blok ma swoją panią Wiesię.
Florian, który rzuca studia na Politechnice postanowił otworzyć kwiaciarnię, tak powstaje Pracownia dobrych myśli, a raczej odradza się, jak Feniks z popiołów, gdyż przez lata urzędowała w pracowni babcia Pelagia, która była krawcową. Młode panny, które u niej szyły suknie ślubne cieszyły się szczęśliwym małżeństwem. Teraz Florian postanowił, że będzie uszczęśliwiał ludzi. I tak Pracownia dobrych myśli staje się miejscem spotkań mieszkańców kamienicy i spaja i losy. Dzielą się swoimi radościami i problemami.

Magdalena Witkiewicz napisała książkę lekką, zabawną i ujmującą. To prosta historia, która nas rozbawi, ale też wzruszy. "Pracownia dobrych myśli" to opowieść o miłości, stracie, samotności. O tym, że zawsze warto walczyć o swoje szczęście, a nie raz szczęściu musi ktoś pomóc.
Bo jak pisze autorka: "Szczęście można uszyć z kawałków, jak patchwork, wtedy stworzą nowy wzór. Ale trzeba o tym wiedzieć."

Miłej lektury :) 

poniedziałek, 10 lipca 2017

Pieśń o wojnie i miłości


Ich życie zostało zaplanowane od samego początku.
Ale wojna i miłość wszystko zmienią…
Zachodni Cork, Irlandia, rok 1900. To początek nowego stulecia i narodziny trzech bardzo różnych kobiet: Kitty Deverill – ognistorudej angloirlandzkiej córki dziedziców zamku, Bridie Doyle – córki irlandzkiej kucharki oraz Celii Deverill – ekstrawaganckiej angielskiej kuzynki Kitty. Kiedyś dorastały razem w bajecznym otoczeniu wspaniałego rodzinnego majątku, Castle Deverill, teraz ich spokojne życie zostaje zagrożone, gdy na te tereny dociera irlandzka walka o niepodległość. W ogarniętej wojną Irlandii zamek, symbol brytyjskiej dominacji, znajduje się w niebezpieczeństwie. Kitty, zakochana w rebeliancie Jacku O’Learym i rozpalona patriotyzmem, jest rozdarta między anglo-irlandzką rodziną i głęboką miłością do Irlandii i Jacka.
Przyjaźń dziewcząt wydaje się należeć do przeszłości, ponieważ naznaczyła ją zdrada oraz utrata ich dotychczasowego życia, a one same znalazły się w różnych częściach świata. Jednak coś je łączy: gorąca i nieprzemijająca tęsknota za Castle Deverill i związane z nim wspomnienia. (nota wydawcy)

Właśnie ukazała się najnowsza powieść Santy Montefiore, otwierająca trylogię sagi rodziny Deverill'ów. "Pieśń o wojnie i miłości" czyta się jednym tchem. Wątek historyczny jest bardzo interesujący. Po raz pierwszy pisarka tak wnikliwie przygotowała się do powieści, sprawiając, że tło historyczne wysuwa się na pierwszy plan. Bo to historia  gra tutaj pierwsze skrzypce i jej zawirowania decydują o losie bohaterów. Powieść zachwyca opisami przyrody. Irlandia staje nam przed oczami , jak żywa. Zagłębiając się w lekturze, można delektować się baśniowym krajobrazem Irlandii, która ukazana jest jak Arkadia - miejsce na ziemi niespotykanej urody. To Irlandia, do której wszyscy tęsknią, o którą walczą. Miłość do ojczyzny i przywiązanie do ziemi to spoiwo, które łączy bohaterów, tak różnych od siebie. Irlandia wyłania się także jako miejsce magiczne. To tutaj można zobaczyć wróżki, a duchy przodków przechadzają się wśród żywych i z nimi gawędzą. Na każdym wzgórzu można znaleźć miejsca mocy i pełne tajemnic zamczyska.W jednym z nich toczy się akcja powieści...Trzeba dodać, że miejsce jest przeklęte.
Galeria postaci jest niezwykle barwna. Santa Montefiore osiągnęła mistrzostwo w kreowaniu osobowości. Bohaterki, trzy kobiety są bardzo od siebie różne, jednakże bardzo wyraziste. Każda z nich wykazuje się twardym charakterem i siłą woli, godną pozazdroszczenia. A miłość, o której mowa w tytule nie jedno ma imię. Jest miłość rodzicielska, matczyna...Jest miłość siostrzana...Miłość zakazana pomiędzy kochankami i miłość do ojczyzny, która wymaga wielkich poświęceń. Życie tworzy zaskakujące scenariusze. W tej książce nie ma oczywistości, dlatego z ogromną niecierpliwością będę czekała na kolejne części trylogii, by poznać zawiłe losy bohaterów. Doskonała na lato...i nie tylko. Polecam !

poniedziałek, 3 lipca 2017

Córka wiatrów

Najnowsza powieść Magdaleny Kordel , długo przez mnie wyczekiwana, nie zawiodła moich czytelniczych gustów. Doczekałam się premiery (18 czerwca) i właśnie skończyłam czytać...

Na początek wprowadzenie w świat głównych bohaterów i wydawnicze zapowiedzi, które zaostrzają czytelniczy apetyt:)

"Siedząca w wiosennym słońcu Konstancja, chłonęła pierwsze ciepłe promienie, które były potrzebne po długich zimowych dniach. Jeszcze w tamtej ulotnej chwili, nie przeczuwała, że wraz z nadjeżdżającym gościem i wiosną, nadejdą zmiany i troski. Od wielu lat żyła spokojnie w Wilczym Dworze, czasy smutku i rozpaczy odeszły daleko w cień. Zajęła się gospodarstwem i wychowywaniem jedynego syna. Teraz przeszłość, którą od wielu lat wypierała, postanowiła powrócić. Nie mając zamiaru dać się zbagatelizować..."

"Odkąd ostatni raz przebywał we Dworze, minęło ponad dziesięć lat, może dwanaście? O wiele za dużo. Jan wiedział, że jego nagłe pojawienie wywoła zdziwienie, a Konstancji nie uda się zwieść marną wymówką. Przyjechał w konkretnym celu, a misja, jaką mu powierzono, nie napawała radością. Bycie posłańcem nigdy nie kojarzyło się z czymś dobrym, ale przywozić złe wiadomości, to jedna z najgorszych życiowych posług. A ta, którą miał do zakomunikowania, było ledwo wprowadzeniem do kłopotów, jakie miały spaść na mieszkańców Wilczego Dworu..."

Gdy w końcu otrzymałam książkę, od razu zasiadłam do czytania. Bo i wiadomo, tematyka w moim guście, no i pióro Madzi, samo się rozumie. I chociaż odczuwałam dreszczyk emocji, to gdy tylko przeczytałam wstęp, a wraz z nim legendę (jest po prostu niesamowita), wiedziałam, że książka będzie świetna.

Fabuła toczy się miarowo, nie ma wielkich porywów, by akcja nabrała rozpędu i porwała za sobą w dzikim galopie, ale moim zdaniem jest to wielkim plusem. Ponieważ możemy dać się ponieść temu charakterystycznemu klimatowi. Usłyszeć jak przejeżdża bryczka, zobaczyć ten niepowtarzalny blask świec, bijący z okien dworu. Wszystko tak odległe, a mające w sobie niesamowite przyciąganie.

Rozmarzyłam się na samo wspomnienie tych pięknych sukien, kapeluszy i rękawiczek. Dodatków skrzętnie dobranych kolorystycznie, misternie układane fryzury. Dawniej kobiety wyglądały jak żywe dzieła sztuki, cóż to musiał być za widok...

Trudno było pożegnać się z Wilczym Dworem i jego mieszkańcami. Mam nadzieje, że nie będę musiała zbyt długo czekać, by ponownie zasiąść przy stole z domownikami, posłuchać powiedzonek Pelasi — która może i przesądna, ale swoją wiedzą dorównywała niejednemu uczonemu.

Niby przeczytałam, ale jeszcze jestem zawieszona między tam, a tutaj. Nie chcę wracać do rzeczywistości. Pokochałam Wilczy Dwór i mam nadzieje, że i Wy pokochacie. Szczerze polecam!
 Wilczy Dwór ma w sobie coś takiego, co nie pozwala po prostu go „łyknąć”, czytając przeżywa się poszczególne sceny, wyobrażając sobie, jak to wtedy wyglądało. W głowie mam zbudowany Dwór z całym gospodarstwem. Każda z postaci nabrała konkretnych kształtów, jak i pomieszczenia. Dlatego też nie potrafiłam siedzieć i czytać do oporu. Chciałam powoli zapoznać się z domownikami, pozwolić by aura emanująca z każdej kartki, nabierała na swojej mocy.