czwartek, 28 września 2017

Ballada o ciotce Matyldzie

Spotkanie z Magdaleną Witkiewicz już za miesiąc ( 29 października ), dlatego chcąc jak najlepiej przygotować się do tej wizyty z upodobaniem rozczytuję się w jej powieściach. "Ballada o ciotce Matyldzie" to kolejna opowieść, która trafia na zaszczytną listę - ulubiona. Dlaczego ?
Autorka zaznacza, że przy tworzeniu historii inspirowała się piosenką grupy Pod Budą pod tym samym tytułem.

Piosenka jest bardzo klimatyczna, liryczna i pełna treści. Magdalenie Witkiewicz udało się zaczerpnąć z utworu to co najlepsze, a wokół tytułowej Matyldy zbudować ciekawą i zabawną historię. Ale po kolei...
Wszystko zaczęło od tego, że ciotka Matylda postanowiła umrzeć. Życie przestało ją już zaskakiwać i zwyczajnie się nim zmęczyła. Nie chcąc być nikomu zawadą, postanowiła zrobić miejsce młodszym i odejść tak, jak chciała, by patrzeć na wszystko z góry. Jej odchodzenie było bardzo świadome, zaplanowane i przygotowane. Jedyne co martwiło Matyldę, to przyszłość jej kochanej siostrzenicy Joanki, którą traktowała jak własną córkę. Joanka, sierota i wrażliwiec nie dawno wyszła za mąż i spodziewała się dziecka. Dziewczyna we wszystkich swych działaniach szukała wsparcia i akceptacji ze strony ukochanej ciotki. To właśnie ją najbardziej zabolała śmierć "pani starszej". Ale i to przewidziała nasza bohaterka, otaczając siostrzenicę opieką również zza światów. Po jej śmierci wychodzą na światło dzienne fakty dotąd Joance nie znane. Okazuje, że ciotka Matylda była udziałowcem w całkiem dochodowej firmie i pomogła dwóm niesfornym bliźniakom, którzy zaopiekują się Joanką i jej córką ( również Matyldą), gdy mąż stwierdzi, że bardziej ciągnie go do naukowych ekspedycji niż do rodzinnego domu. Joanka dzięki duchowemu wsparciu ciotki zawalczy o siebie i szczęście dziecka. I oczywiście jej się uda, bo z ciotką Matyldą się nie zadziera, nawet jak jest w niebie. 
Doskonale zachowana konwencja gatunku sprawia, że książkę czyta się po prostu z wielką przyjemnością. A jeśli czytanie poprzedzimy wsłuchaniem się w balladę Andrzeja Sikorowskiego, nie oderwiemy się od niej aż do ostatniego słowa. Polecam gorąco :)

poniedziałek, 25 września 2017

Jesienne lekturki

Co czytacie jesienią?
Nasza czytelniczka Agnieszka podzieliła się opiniami o kilku swoich ostatnich lekturach :)

Amanda Prowse "Trzy i pół sekundy"- piękna, emocjonalna  i poruszająca książka. Jest to opowieść o wielkiej miłości i szczęściu, ale też o ogromnym psychicznym cierpieniu, bólu. O życiu. Napisana pięknym językiem, trudno ubrać w słowa uczucia, które towarzyszą podczas lektury...
"Grace i Tom Penderford to zgodne i szczęśliwe małżeństwo, które prowadzi sielankowe życie na angielskiej prowincji, wychowując córeczkę Chloe. Mała dziewczynka jest ich oczkiem w głowie.
Wkrótce po trzecich urodzinach Chloe świat rodziny legnie w gruzach. Dziecko zapada nagle na sepsę, która na zawsze rozbija szczęśliwą rodzinę, odbierając rodzicom ukochaną córeczkę. Co trzy i pół sekundy podstępna choroba zabija jednego człowieka na świecie. Stojąc w obliczu niewyobrażalnej tragedii, Grace i Tom muszą nauczyć się radzić sobie z cierpieniem. Obydwoje za wszelką cenę będą starać się ocalić swoje serca i walczyć o wspólną przyszłość."(nota wydawcy)


"Światło nie może zgasnąć" Diane Chamberlain budzi kontrowersje i prowokuje dyskusje. Niebanalna fabuła, ciekawie zarysowane postacie powiązane ze sobą w osobliwy sposób, do tego nieoczekiwany zwrot akcji i dobre zakończenie czynią z niej interesującą opowieść. Powiedziałabym, że to zbeletryzowana psychologia oparta na starej prawdzie, że nie zawsze to, co dobre i piękne jest takim, jakim się wydaje, a ludzkie osobowości i motywy postępowania są bardzo skomplikowane.



Czy warto strzec tajemnic za wszelką cenę?
Czy zemsta przynosi ulgę?
Czy można wybaczyć zdradę?


Doktor Olivia Simon kończy właśnie dyżur na pogotowiu. Mąż czeka na nią ze świąteczną kolacją. Od miesięcy między nimi się nie układa. Ona stara się ratować swoje małżeństwo, ale Paul nie ukrywa swojej fascynacji artystką Annie O’Neill.

Olivię zatrzymuje jednak w pracy nagły przypadek. Kobieta postrzelona w klatkę piersiową, w której lekarka rozpoznaje piękną Annie O’Neill. Stan rannej jest krytyczny, dlatego Olivia decyduje się na natychmiastową operację. Mimo to Annie umiera. Czy Olivia zrobiła wszystko, by ją uratować? To pytanie zadaje jej Paul, obsesyjnie zakochany w Annie. O to zapyta ją także Alec O’Neill, który widział w Annie idealną żonę i matkę. A czy sama Olivia pewna jest odpowiedzi? Stara się podążać śladami swojej rywalki, by zrozumieć fascynację swojego męża. Annie dopiero po śmierci pozwala bliskim zrozumieć, jaka była naprawdę. Poznają jej pilnie strzeżone tajemnice, które odmienią ich życie na zawsze. ( nota wydawcy)


Patrząc na okładkę książki "W stronę marzeń" Zofii Ledwosińskiej pomyślałam sobie, że to będzie piękna i sentymentalna powieść, a jej czytanie będzie wspaniałym relaksem. Tymczasem - nic podobnego! Książka okazała się powieścią sensacyjną, dostarczającą wielu skrajnych emocji. Główna bohaterka-Danusia- w wyniku różnych splotów okoliczności staje się bardzo bogata, dysponuje niewyobrażalnym wprost majątkiem i władzą. Wydawać by się mogła, że to szczęście i spełnienie wszelkich marzeń. Ale ona wcale tego nie chce! Pragnie spokojnego życia wraz ze swymi dziećmi. Wszystkie jej działania prowadzą do tego, by to marzenie spełnić. A nie jest to łatwe.

W stronę marzeń to trzymająca w napięciu, pełna brawurowych zwrotów akcji opowieść, w której miłość i sprawiedliwość walczą z bezwzględną pazernością, a stawką jest ludzkie życie. 
Młoda Polka wyjeżdża z rodziną do USA. Na skutek tragicznych wydarzeń los obdarowuje ją wielką fortuną. Jednakże ogromne pieniądze przynoszą śmiertelne zagrożenie dla jej najbliższych. 
Ameryka. Dla wielu Polaków Ziemia Obiecana: przestrzeń, zachwycające krajobrazy, szybkie samochody, pieniądze i nieograniczone możliwości kariery – od pucybuta do milionera. Jaka będzie ta Ameryka dla Danusi – dziewczyny z polskiej prowincji? Czy „amerykański sen” nie okaże się jednym wielkim koszmarem? (nota wydawcy)






czwartek, 7 września 2017

To jedno lato


Lato powoli przemienia się w jesień...Ciepłe dni i urlop już dawno stały się wspomnieniem. Książka Doroty Milli z pewnością przypadnie do gustu tym, którzy tęsknią za morzem, upałem i wakacyjną miłością.
 Refleksje po lekturze nasuwają się samie...
Czasami to, co najważniejsze, jest tuż obok nas. Lukrecja Lis- bohaterka książki- dziewczyna z charakterem, doradca klienta w warszawskim banku, po kolejnej porażce miłosnej postanawia odpocząć od miasta i jedzie do Dźwirzyna, rodzinnej miejscowości. Musi odczarować zły urok i stworzyć nowy plan na życie. Luka myśli głównie o sobie, małymi miasteczkami gardzi, a ich mieszkańców uważa za nieudaczników. Pewnym krokiem przemierza chodniki nadmorskiego Dźwirzyna, unosząc wysoko zgrabną bródkę. Stukot Lukowych szpilek dociera do ucha lokalnego kierowcy busa bałtyckiego kurortu, przystojnego Huberta. Warszawianka staje się wyzwaniem dla pewnego siebie mężczyzny. Oboje beztrosko korzystają z uroków polskiego wybrzeża smaganego pachnącą bryzą i pełnego urokliwych fal oblewających piaszczyste brzegi. Ani Luka, ani Hubert nie spodziewają się jednak, czym stanie się dla nich to jedno lato, i dokąd ich zaprowadzi nadmorska plaża... Piękna wakacyjna opowieść o uczuciu rodzącym się nad cudownym Bałtykiem, w otoczeniu sosnowego lasu, najpiękniejszych plaż i najsmaczniejszych gofrów z truskawkami...
Jest to również historia o sztuce pokonywania samego siebie, o podnoszeniu sobie poprzeczki. A to jak wiadomo nie jest łatwe. Nasza bohaterka ma z tym ogromny problem i z trudnością podejmuje decyzje o zmianie. Gdy jednak robi ten pierwszy krok, wszystko układa się tak , jak być powinno.
Czasem warto dać szansę sobie i innym, pozbywając się uprzedzeń i niechęci.
Polecam na chłodne jesienne wieczory.