
Jak to zwykle bywa,
regułą przekory, wzrosło lawinowo zainteresowanie twórczością
laureatki. Autorka pisze o ludzkim
upodleniu i nieszczęściu, jakie człowiekowi zgotowały wojna i kilkadziesiąt lat komunizmu. Jej twórczość,
zdradza bolesne doświadczenia życia w totalitaryzmie. Odkrywa niechlubne karty
historii byłego Związku Radzieckiego, w skutek czego nie cieszy się autorytetem
wśród białoruskiej władzy, ale co bardziej smuci - nie uznaje jej też białoruska opozycja.
Należę do Polek, które wychowały się w okresie „władzy
ludowej” i czytając jej książkę „” nie doszukuję się w tekście polityki czy
propagandy. Dla mnie jest to zapis wojny…kobiet. To one – Białorusinki, Rosjanki,
Litwinki, Ukrainki z bronią w ręku, jako żołnierze zabijając i same ginąc w
walce z hitlerowskimi najeźdźcami są bohaterkami książki. Wyrwane śmierci,
cudem ocalałe, po cichu, po raz pierwszy wspominając bolesne doświadczenia,
odblokowały swe wnętrze i pozwoliły ujść emocjom. To dla nich swego rodzaju
katharsis, oczyszczenie z toksyn wojennej traumy. Nie ma w książce patetycznych
komentarzy autorki, to my czytelnicy oczami wyobraźni widzimy z czym przyszło się zmierzyć ówczesnemu
pokoleniu…
Wojna
nie ma w sobie nic z kobiety
Dana S.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz